13 października – XXVIII Niedziela Zwykła

CZYTANIA LITURGICZNE

ROZWAŻANIE SŁOWA BOŻEGO – LECTIO DIVINA

ŚWIĘCI I BŁOGOSŁAWIENI – PAŹDZIERNIK

JUBILEUSZOWY – ROK ŚWIĘTY 2025 – PIELGRZYMI NADZIEI

Ewangelia (Mk 10, 17-30)

Rada dobrowolnego ubóstwa

Słowa Ewangelii według Świętego Marka

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»

Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę».

On Mu odpowiedział: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości».

Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

Wówczas Jezus spojrzał dookoła i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego». Uczniowie przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie im rzekł: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego».

A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może być zbawiony?»

Jezus popatrzył na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe».

Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą».

Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym».

OGŁOSZENIA PARAFIALNE

List pasterski Konferencji Episkopatu Polski – zapowiadający ogólnopolskie obchody XXIV Dnia Papieskiego, na niedzielę 6 października 2024 r. „Jan Paweł II – Ewangelia starości i cierpienia”.

2. W poniedziałek 14 października, wspomnienie św. Małgorzaty Marii Alacoque, dziewicy – Msza Święta z Różańcem o godz. 17:00.

3. We wtorek 15 października, wspomnienie św. Teresy od Jezusa, dziewicy i doktora Kościoła – Msza Święta z Różańcem o godz. 17:00.

4. W środę 16 października, wspomnienie św. Jadwigi Śląskiej – Msza Święta z Różańcem o godz. 17:00.

5. W czwartek 17 października, wspomnienie św. Ignacego Antiocheńskiego, biskupa i męczennika – Msza Święta z Różańcem o godz. 17:00.

6. W piątek 18 października, święto św. Łukasza, Ewangelisty – Msza Święta z Różańcem o godz. 17:00.

7. W sobotę 19 października, wspomnienie bł. Jerzego Popiełuszko, prezbitera i męczennika – Msza Święta z Różańcem o godz. 17:00.

Kongres trzeźwości

Krucjata wyzwolenia człowieka

Dołącz do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka

13 października – wspomnienie bł. Honorata Koźmińskiego, kapłana

Honorat Koźmiński urodził się 16 października 1829 roku w Białej Podlaskiej. W roku 1848 wstąpił do Zakonu Kapucynów w Warszawie i w roku 1852 otrzymał święcenia kapłańskie. Był cenionym kaznodzieją, poszukiwanym spowiednikiem i kierownikiem dusz oraz popularnym pisarzem religijnym. Założył wiele zgromadzeń zakonnych, przede wszystkim bezhabitowych. Przez całe życie dokładał starań, by dać poznać ludziom miłość Boga do człowieka. Zmarł w Nowym Mieście nad Pilicą 16 grudnia 1916 roku.

Modlitwa: Boże, Ty raczyłeś obdarzyć błogosławionego Honorata, kapłana, duchem troskliwej miłości, aby mógł wiele dusz pojednać z Tobą, spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy dostąpili łaski Twojego przebaczenia i zjednoczyli się z Tobą w doskonałej miłości. Amen.

Myśli bł. Honorata Koźmińskiego

Bóg jest miłością i tylko miłość może Go zadowolić. Biegnie On do Ciebie sercem w Komunii św. i chce, abyś ty ku Niemu sercem wybiegał, aby te serca mogły się ze sobą zjednoczyć. Wszak każda miłość dąży do zjednoczenia serc. Nie ma większej miłości nad tę, jaką nam Pan Jezus objawia w tym , gdy w Komunii św. daje nam swoje Serce, podobnie nie ma większej miłości z naszej strony niźli wtedy, gdy przystępujemy do Komunii św. i całym sercem Jemu się oddajemy.

Każda dusza, która została dopuszczona do ślubnego związku z Królem królów, powinna często i z wielką radością o tym wspominać i z najwyższym zapałem serca na nowo je jak najczęściej odnawiać.

Raczej Bóg cud uczyni, niebo i ziemię poruszy, niżby miało zaszkodzić komu to, że się woli swej wyrzekł i zdał się na posłuszeństwo przełożonym swoim.

Zjednoczenie, ten związek ślubny duszy z Panem Jezusem, dokonuje się w Komunii Świętej. Przez Nią to bowiem przychodzi On do niej i łączy się z nią wszystkimi władzami duszy, zmysłami ciała, i staje się z nią jedno.

Wstąpienie na drogę doskonałości dla wielu jest wstąpieniem na drogę zbawienia i ci nie powinni uważać jej jako dowolną, ale obowiązek pod utratą zbawienia.

W Komunii św. Jezus łączy się z tobą, będzie w tobie i będziesz mógł powiedzieć, żyje we mnie Chrystus, […] staniesz się przybytkiem i kościołem Pana Boga, w którym nie będzie On przebywał tak, jak w tabernakulum zamknięty, ale Sercem połączy się z tobą, zjednoczy z tobą […], już ty nie będziesz sam, ale Bóg będzie w tobie i z tobą.

Kochajcie Maryję coraz goręcej, naśladujcie Jej cnoty, aby Was ta Niepokalana Maryja uważała zawsze za swoje służki ukochane i błogosławiła po wszystkie czasy.

Oto ta sama Ofiara Pana, która jest pochwalną i pojednawczą, jest razem i dziękczynną. Ona jest nieustannym dziękczynieniem Bogu za Jego dobrodziejstwa i na to ją Pan Jezus postanowił, odchodząc z tego świata, o czym już sama jej nazwa świadczy. Eucharystia bowiem znaczy dziękczynienie […]. Skuteczność ofiary Mszy św. pochodzi stąd, że ona jest najdoskonalszym całopaleniem, złożonym Bogu, milszym nad wszystkie całopalne ofiary.

Gdybyśmy mogli zobaczyć, co by się stało z nami i z tym zepsutym światem, gdyby nie odprawiała się Msza św., z wielkim przerażeniem przekonalibyśmy się, że żadnej świętości na ziemi by nie było […], że najlepszych z nas Pan Bóg srodze by karał, a ten świat już byłby kilkakrotnie zniszczony.

Bóg, który jest miłością wiecznie pałającą, nie może zadowolić się tym, gdy Go człowiek chwali tylko ustami. Jedno westchnienie z miłości jest mu milsze, niż długie bezmyślne pacierze.

Miłość przywiodła Go (Chrystusa) do rodzenia się codziennie na ołtarzu, które jest większym upokorzeniem niż przebywanie w żłóbku, czy Nazarecie lub w tabernakulum. Ta miłość przynagla Go do odnawiania codziennie na całym świecie Swojej Męki i do ustawicznego ofiarowywania się Swemu Ojcu za grzechy nasze tak, jak zaofiarował raz na Krzyżu, na Kalwarii.

Komunia św. to chleb mocnych, to posiłek dusz dążących do doskonałości, męczenników i misjonarzy.

Pan Jezus przez ten Dar stał się naszym więźniem, naszym pokarmem, naszą rzeczą. Naraził się na nieskończone zniewagi. Przez ten Dar (Eucharystię) nie tylko dał nam wszystko, co miał, ale wszystko, czym jest.

Eucharystia jest cudem nad cudami, jest to żywa pamiątka wszystkich Tajemnic wiary, dlatego zasługuje na najwyższe uczczenie.

Chrystus Pan ustawicznie się ofiarowuje za nas na zadośćuczynienie i wynagrodzenie, dlatego najlepiej tulić się do Jego boku i jednoczyć się z Nim u stóp ołtarza, dorzucając nasze malutkie zadośćuczynienia i wynagrodzenia, i łączyć je z oceanem Jego zasług.

14 października, wspomnienie św. Małgorzaty Marii Alacoque, dziewicy

Święta Maria Małgorzata Alacoque urodziła się 22 lipca 1647 roku w Lauthcour we Francji, jako piąte z siedmioroga dzieci. Ojciec Małgorzaty był notariuszem i sędzią królewskim, zmarł gdy Małgorzata miała 8 lat. Małgorzata od dzieciństwa pragnęła poświęcić się służbie Bożej. Pragnienie to spełniło się dopiero w wieku 24 lat, kiedy to wstąpiła do zakonu Sióstr Nawiedzenia (Wizytek) w Paray-le-Monial w Burgundii. Habit zakonny otrzymała 25 sierpnia 1671 roku. Zmarła 18 października 1690. Ona to otrzymała misję, aby rozpowszechnić na cały Kościół nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego. Jej beatyfikacji dokonał w 1864 roku papież Pius IX, natomiast kanonizacji papież Benedykt XV w 1920 roku. Wśród wielu objawień, jakie miała święta Małgorzata, cztery nazwano wielkimi.

PIERWSZE OBJAWIENIE     

Podczas pierwszego, kiedy modliła się w chórze klasztornym, 27 grudnia 1673 roku Pan Jezus powiedział: „Moje Boskie Serce tak płonie miłością ku ludziom, że nie może dłużej utrzymać tych płomieni gorejących zamkniętych w moim łonie. Ono pragnie rozlać je za twoim pośrednictwem i wzbogacić ludzi swymi Bożymi skarbami. „w nim znajdą wszystko czegokolwiek będzie im potrzeba dla ratowania swych dusz z przepaści zguby”. Następnie wziął serce swojej służebnicy i symbolicznie umieścił je w Swoim Sercu, po czym wyjął ze Swego Serca i oddał gorejące serce Małgorzacie.
      
DRUGIE OBJAWIENIE   

Podczas drugiego objawienia święta Małgorzata miała wizję Serca Bożego. Widziała Je jakby na tronie z płomieni, jaśniejące więcej niż słońce, przeźroczyste jak kryształ. Z boku widniała święta krwawa Rana. Otoczone było cierniową koroną, świeciło zatkniętym na szczycie krzyżem. Pan Jezus objawił jej, iż pragnie wprowadzenia nowego nabożeństwa, by być miłowanym przez ludzi i ratować ich dusze od zguby wiecznej, do której pociąga je szatan, a dla innych być drogą większego uświęcenia. To skłoniło Go do objawienia Swego Serca wraz ze wszystkimi skarbami Jego Bożej miłości, łask i miłosierdzia, które się z nim znajdują. Jezus wówczas powiedział: „To nabożeństwo jest ostatnim wysiłkiem Jego miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w ostatnich czasach”. Będzie jakby „odkupieniem miłosnym, oswobodzeniem ich z mocy księcia ciemności”. Będzie „pewnego rodzaju słodką wolnością dla nas w królestwie Jego miłości”.

TRZECIE OBJAWIENIE   

Podczas trzeciego objawienia Pan Jezus ukazał się „jaśniejący chwałą, ze stygmatami pięciu ran błyszczącymi jak słońce. Z Jego Świętej postaci biły promienie a z piersi płomienie jakby z ogniska gorejącego. Pan Jezus rozwarł pierś i ukazał Swe miłujące i najbardziej uwielbienia godne Serce, które było źródłem tych płomieni. „Wówczas rzekł do swojej wybranki: „Oto Serce, które tak umiłowało ludzi a w zamian za to otrzymuje niewdzięczność, wzgardę i zapomnienie”. Sprawia mi to, mówił Jezus przykrzejszą udrękę niż wszystko, co wycierpiałem w czasie mej męki: „a to tak dalece, że jeśliby mnie choć trochę ukochano, to za nic bym sobie uważał wszystko, co wycierpiałem dla ludzi i pragnąłbym, o ile byłoby to możliwe, uczynić dla nich jeszcze więcej; lecz oni na wszystkie moje wysiłki czynienia im dobrze odpowiadają oziębłością i wzgardą”. Pan Jezus domagał się wynagrodzenia najpierw od swojej uczennicy: „Ty przynajmniej staraj się Mi zadość uczynić o ile to będzie w twej mocy, za ich niewdzięczność”.

Przede wszystkim przystępować będziesz do Komunii św. tak często, jak tylko pozwoli ci posłuszeństwo…, zwłaszcza zaś przyjmować mnie będziesz Mnie w każdy pierwszy piątek miesiąca. Następnie żądał Jezus, aby każdej nocy z czwartku na piątek, uczestniczyła w Jego śmiertelnym smutku, który przeżywał na Górze Oliwnej. „Żebyś zaś mogła Mi towarzyszyć w tej pokornej modlitwie, jaką Ja wówczas zanosiłem do Ojca, wstaniesz pomiędzy jedenastą a dwunastą godziną w nocy, upadniesz na twarz i spędzisz ze mną jedną godzinę; będziesz wzywała Bożego Miłosierdzia dla uproszenia przebaczenia grzesznikom i będziesz starała się osłodzić Mi choć trochę gorycz, jakiej doznawałem z powodu opuszczenia mnie przez uczniów…”.

Wielka obietnica: „Obiecuję w nadmiarze Miłosierdzie Serca Mego, że Jego Miłość wszechpotężna udzieli wszystkim, którzy komunikować będą przez dziewięć pierwszych piątków miesiąca z rzędu, łaski pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski ani bez sakramentów świętych i że Moje Serce będzie dla nich bezpieczną ucieczką w ostatniej godzinie ich życia”.

CZWARTE  OBJAWIENIE   

Czwarte objawienie miało miejsce 16 czerwca 1675 roku, kiedy Małgorzata modliła się w kaplicy przed tabernakulum. Wówczas Pan Jezus skierował do całej ludzkości następujące słowa: „Oto Serce, które ogromnie umiłowało ludzi, że niczego nie szczędziło, aż do zupełnego wyniszczenia Siebie, dla okazania im Swej miłości, a jednak w zamian za to doznaje od większości ludzi gorzkiej niewdzięczności, wzgardy, nieuszanowania, lekceważenia, oziębłości i świętokradztw, jakie Mi oddają w tym Sakramencie Miłości. Lecz najbardziej boli Mnie to, że w podobny sposób obchodzą się ze Mną serca służbie Mojej szczególniej poświęcone”.

 „Dlatego żądam, żeby pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała był odtąd poświęcony, jako osobne święto na uczczenie Mojego Serca i wynagrodzenia mi przez Komunię Świętą i inne praktyki pobożne zniewag, jakich doznaję, gdy wystawiony Jestem na ołtarzach. W zamian za to obiecuję ci, że Serce Moje wyleje hojne łaski na tych wszystkich, którzy w ten sposób oddadzą Mu cześć lub przyczynią się do rozszerzenia Jego święta. Kiedy święta zapytała, jak może to spełnić, gdyż nie od niej to zależy Pan Jezus powiedział: „Czy nie wiesz moje dziecię, że Ja używam słabych aby zawstydzić mocnych?”. Polecił jej zwrócić się w tej sprawie do Ojca Colombiere’a.

W 1689 roku Pan Jezus powiedział do Świętej Małgorzaty: „To umiłowane Serce będzie królowało wbrew sprzeciwu szatana i jego poddanych. Pragnie Ono wejść w majestacie i blasku do domów książąt i królów, alby było uczczone i uwielbione w takie mierze, w jakiej było wzgardzone, zbezczeszczone i uniżone w Swej Męce”.

„Ojciec Przedwieczny pragnie wynagrodzić Bożemu Sercu Swego Syna krzywdy i zniewagi, jakich doznało w domach możnych tego świata, bóle i upokorzenia podczas Męki; żąda, aby Jego panowanie ustaliło się na dworze monarszym.

Do wypełnienia posłannictwa Pan Jezus wybrał Króla Francji Ludwika XIV. Pan Jezus żądał, aby: Król wraz z całą swoją rodziną poświęcił się Najświętszemu Sercu; Czcił je publicznie; Zbudował świątynię pod tym wezwaniem. Szerzył wśród wojska kult obrazu Serca Jezusowego i Nim ozdobił królewskie sztandary.

Pan Jezus przyrzekł, że jeśli Francja wypełni to posłannictwo otoczy ją szczególną opieką. Będzie Francję i jej lud strzegł we dnie i w nocy, a wszystkich jej wrogów złoży u jej stóp. Jeżeli król wraz z poddanymi będą głosić kult Najświętszego Serca Jezusowego między innymi narodami, będzie błogosławił Francji we wszystkich poczynaniach. Niestety Ludwik XIV nie spełnił żądań Serca Jezusowego. Francja, która miała być światłem dla całego świata po odrzuceniu daru Bożego zaczyna upadać, staje się kolebką błędnych prądów zwalczających religię katolicką, które przygotowały teoretyczne podwaliny do Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Misję, której nie wypełniła Francja Jezus przekazuje Polsce.

źródło: https://www.sluzebniczki.pl/news,swieta_maria_malgorzata_alacoque_objawienia_i_obietnice,2062.html

Jezus przekazał czcicielom swego Serca 12 obietnic.

1. Dam im wszystkie łaski potrzebne w ich stanie.
2. Zgoda i pokój będą panowały w ich rodzinach.
3. Będę ich pocieszał we wszystkich ich strapieniach.
4. Będę ich bezpieczną ucieczką za życia, a szczególnie przy śmierci.
5. Wyleję obfite błogosławieństwa na wszystkie ich przedsięwzięcia.
6. Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło nieskończonego miłosierdzia.
7. Dusze oziębłe staną się gorliwymi.
8. Dusze gorliwe dojdą szybko do wysokiej doskonałości.
9. Błogosławić będę domy, w których obraz mego Serca będzie umieszczony i czczony.
10. Kapłanom dam moc kruszenia serc najzatwardzialszych.
11. Imiona tych, co rozszerzać będą to nabożeństwo, będą zapisane w mym Sercu i na zawsze w Nim pozostaną.
12. Przyrzekam w nadmiarze miłosierdzia Serca mojego, że wszechmocna miłość moja udzieli tym wszystkim, którzy komunikować będą w pierwsze piątki przez dziewięć miesięcy z rzędu, łaskę pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski mojej ani bez sakramentów i że Serce moje stanie się dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci.

15 października – wspomnienie św. Teresy od Jezusa, dziewicy i doktora Kościoła, patronki cierpiących na bóle głowy

Teresa Ahumade urodziła się 28 marca 1515 roku w Avili w Hiszpanii. Matka osierociła ją, gdy miału dwanaście lat, ojciec umieścił ją w klasztorze. Kiedy wróciła do domu, postanowiła wstąpić do zakonu. Habit zakonny otrzymała u karmelitanek w rodzinnej Avili w listopadzie 1534 roku. Nie rozumiejąc woli Bożej, objawiającej się w natchnieniach i oświeceniach wewnętrznych, wobec braku rozumnego kierownika sumienia, przeżywała długie lata ciężkich udręk duchowych. Dopiero, gdy w Avili osiedlili się jezuici, znalazła roztropnego i świątobliwego spowiednika, o. Alvareza, który pomógł jej rozstrzygnąć wątpliwości. Pojęła teraz wolę Bożą, że powołana jest do zreformowania rozluźnionej karności zakonnej.

Pierwszy klasztor surowej reguły założyła w Avili. Mimo rozlicznych przeszkód i trudności zbudowała w ostatnich dwudziestu latach życia, nie rozporządzając żadnymi funduszami, trzydzieści dwa klasztory, w tym piętnaście męskich. Przy pomocy św. Jana od Krzyża rozciągnęła reformę również na klasztory męskie, tak iż godzi się ją nazwać matką i drugą fundatorką zakonów karmelickich.

Jest autorką wielu cenionych dzieł ascetycznych. Mając czterdzieści siedem lat napisała autobiografię, potem „Drogę doskonałości”, „Myśli o miłości Bożej”, „Zamek duszy”, a także wiele listów i poezji. Zajmuje poczesne miejsce w literaturze hiszpańskiej; niektóre jej utwory na język polski po mistrzowsku przełożył Zygmunt Krasiński.

Św. Teresa od Jezusa należy do największych postaci niewieścich w Kościele, była duszą ubogaconą wielkimi darami głębokiego rozumu, gorącego serca i niezwalczonej energii. Papieże Grzegorz XV i Urban VII traktowali jej dzieła na równi z księgami doktorów Kościoła. 27 września 1970 roku papież Paweł VI dołączył ją do grona doktorów Kościoła.

Modlitwa: Boże, Ty przez swojego Ducha natchnąłeś świętą Teresę, od Jezusa, aby wskazała Kościołowi drogę wiodącą do doskonałości, spraw, abyśmy się karmili jej duchową nauką i zapalili się pragnieniem prawdziwej świętości. Amen.

Myśli św. Teresy od Jezusa z Avilla

Modlitwa, bowiem wewnętrzna jest to, zdaniem moim, poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i wylewna, po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje. (…) do prawdziwej miłości i do trwałej przyjaźni potrzeba, aby z obu stron było takie samo usposobienie i warunki. Ze strony Pana wiemy, że tu nie brakuje niczego, ale my ze swej strony mamy naturę skażoną, zmysłową, niewdzięczną. Nie potrafisz, zatem zdobyć się na doskonałą miłość Boga przy tak nierównych warunkach. Z tym wszystkim jednak, pamiętając, jak wiele tobie zależy na przyjaźni Boga i jak bardzo On ciebie miłuje, przezwyciężaj samego siebie i znoś ten ciężar, jaki ci sprawia dłuższe obcowanie z Tym, który tak jest różny od ciebie.

Dla kogo Chrystus jest przyjacielem i wielkodusznym przewodnikiem, ten wszystko potrafi znieść. Jezus sam przychodzi z pomocą, dodaje sił, nie opuszcza nikogo, jest prawdziwym i szczerym przyjacielem. Widzę wyraźnie, iż jest wolą Boga, abyśmy jeśli chcemy podobać się Bogu i otrzymywać odeń wielkie łaski, otrzymywali je za pośrednictwem Najświętszego Człowieczeństwa Chrystusa, w którym nieskończony Bóg, jak sam powiada, znajduje upodobanie.

Ilekroć myślimy o Chrystusie, pamiętajmy zawsze o Jego miłości, dzięki której udzielił nam tak wielu łask i dobrodziejstw, oraz o miłości, jaką nam okazał Ojciec, gdy ofiarował nam tak niezwykłą rękojmię swej miłości ku nam. Miłość bowiem domaga się miłości. Toteż starajmy się mieć zawsze przed oczyma tę prawdę i w ten sposób zachęcajmy się do miłości. Jeśli bowiem Pan da nam tę łaskę i wzbudzi w sercu naszym taką miłość, wszystko stanie się łatwe i w krótkim czasie, bez trudu, dokonamy bardzo wiele.

Gdy mi umarła matka… rozumiejąc wielkość straty, udałam się w swoim utrapieniu przed obraz Matki Bożej i rzewnie płacząc, błagałam Ją, aby mi była matką. Prośba ta, choć z dziecinną prostotą uczyniona, nie była – zdaje mi się – daremną, bo ile razy w potrzebie polecałam się tej wszechwładnej Pani, zawsze w sposób widoczny doznawałam jej pomocy.

Zdarzało mi się, że nagle przenikało mnie takie żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogłam wątpić o tym, że On jest we mnie albo ja cała w Nim pogrążona.

Bóg wbrew mojej woli zmuszał mnie, abym się przezwyciężyła.

Chcę widzieć Boga.

Co do rzeczy, które do ciebie nie należą, nie bądź ciekawą; nie mów o nich ani nie pytaj o nie.

W towarzystwie wielu zawsze mówić mało.

Fakt, że wszystko, co należy do tego świata, przemija. (…) (Bóg jest) zawsze, zawsze, zawsze.

Życie to zła noc w kiepskiej karczmie.

Wszystkie mowy i rozmowy twoje staraj się zawsze zaprawić jaką wzmianką i zwrotem ku rzeczom duchownym; tym sposobem ustrzeżesz się próżnych słów i obmów.

Jeśli kiedy będziesz przełożoną, nigdy nie dawaj upomnienia w pierwszym porywie gniewu, ale wstrzymaj się, póki gniew nie minie; wtedy i upomnienie twoje łatwiej trafi upomnianej do serca.

Miałam tę łaskę od Boga, że gdziekolwiek byłam, umiałam podobać się wszystkim i wszędzie byłam lubiana

Miejcie nabożeństwo do św. Józefa, bo on wiele może.

Musisz się jeszcze więcej starać! Więcej konsekwencji! Musisz unikać wszelkich okazji do rozproszenia i odwrócenia uwagi! Musisz codziennie odmawiać dodatkowo modlitwę do Ducha Świętego!…

Na jedzenie, czy dobrze przyprawione czy źle nie narzekaj: pamiętaj, że Panu Jezusowi podawali żółć i ocet.

Na koniec umieram jako córka Kościoła. Nadszedł już czas, mój Oblubieńcze, że się zobaczymy.

Nie myśl o wadach cudzych, ale myśl o cnotach bliźniego; wady twoje tylko upatruj.

Niech cię nic nie trapi, niech cię nic nie przeraża, wszystko przemija, Bóg się nie zmienia, cierpliwość triumfuje nad wszystkim; temu, kto posiada Boga, niczego nie brakuje, Bóg sam wystarczy! Solo Dios basta!

Z nikogo i z niczego się nie wyśmiewać.

Nigdy nie obstawać zbytnio przy zdaniu swoim, zwłaszcza w rzeczach małej wagi.

Nigdy nie twierdzić tego, czego nie wiesz na pewno.

Nigdy się do niczego nie wtrącaj ze zdaniem twoim, chyba, że cię o nie pytają, albo, że miłość bliźniego tak każe.

Z ilu niebezpieczeństw na ciele i na duszy mnie wybawił. Innym Świętym, rzec można, dał Bóg łaskę wspomagania nas w tej lub innej potrzebie, temu zaś chwalebnemu Świętemu, jak o tym wiem z własnego doświadczenia, dał władzę wspomagania nas we wszystkich.

Pan przykazał mi stanowczo, abym starała się ze wszystkich sił o założenie tego klasztoru i sprawy tej nie zaniedbywała; że będzie w nim kwitła żarliwa służba Jego; że ma być pod wezwaniem św. Józefa.

Pilnie uważaj, jak prędko ludzie się zmieniają i jak mało można na nich polegać; więc ufność twoje mocno oprzyj na Bogu, który się nie zmienia.

Pragnęłam żyć, bo dobrze to rozumiałam że nie żyłam, tylko raczej szamotałam się w cieniu śmierci, a nie było nikogo, kto by mi dał życie. Ten, który mógł mi je dać, słusznie odmawiał mi swej pomocy za to, że tyle razy już mnie nawrócił do siebie, a ja Go znowu opuszczałam.

Widząc się zniedołężniałą w tak młodym wieku, opuszczoną przez ziemskich lekarzy, postanowiłam uciec się do lekarzy niebieskich, aby oni mnie uzdrowili, bo gorąco pragnęłam zdrowia. (…) Obrałam sobie za orędownika i patrona chwalebnego św. Józefa, usilnie polecając się Jemu. I poznałam jasno, że jak w tej potrzebie, tak i w innych pilniejszych jeszcze, w których chodziło o cześć moją i o zatracenie duszy, Ojciec ten mój i Patron wybawił mnie i więcej mi dobrego uczynił, niż sama prosić umiałam.

Wydało mi się, że widzę, jak mnie ubierają w szatę dziwnie białą i jasną; z początku nie wiedziałam, kto mnie ubiera, potem dopiero ujrzałam przy swoim boku, z prawej strony Najświętszą Pannę, a z lewej – mego Opiekuna św. Józefa. Oni to we dwoje tak mnie ubierali. Jednocześnie było mi dane do zrozumienia, że już jestem oczyszczona z grzechów moich. A gdy byłam już ubrana, niewypowiedziane czując w sobie uwielbienie i rozkosz, Najświętsza Panna wzięła mnie za ręce i rzekła mi, że bardzo jest zadowolona z mojego nabożeństwa do chwalebnego Jej Oblubieńca, że mam być pewna, iż zamierzony przeze mnie klasztor przyjdzie do skutku. Będzie w nim gorliwa służba Panu i im obojgu.

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek aż do tej chwili prosiła go o jaką rzecz, której by mi nie wyświadczył. Jest to rzecz zdumiewająca, jak wielkie rzeczy Bóg mi uczynił za przyczyną tego chwalebnego Świętego, z ilu niebezpieczeństw na ciele i na duszy mnie wybawił. Innym świętym, rzec można, dał Bóg łaskę wspomagania nas w tej lub owej potrzebie, temu zaś chwalebnemu Świętemu, jak o tym wiem z własnego doświadczenia, dał władzę wspomagania nas we wszystkim (…). Przekonali się o tym i inni, którym poradziłam, aby się jemu polecili i coraz więcej jest już takich, którzy go czczą i wzywają, doznając na sobie tej prawdy. (…) Pragnęłabym wszystkich pociągnąć do pobożnej czci tego chwalebnego Świętego.

Twierdzy wewnętrznej św. Teresy od Jezusa, dziewicy
(T I 1, 1. 2. 3. 5; T II 1, 1. 2. 5. 7, Kraków 2014, t. VII, s. 9-11, 13-14. 17, 20-21)
Dusza nasza jest twierdzą, bramą do niej jest modlitwa

Przedstawiła mi się dusza jako twierdza cała z jednego diamentu albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych komnat, podobnie jak i w niebie jest mieszkań wiele. Daremnie szukam i nic nie znajduję, do czego by można było porównać przedziwną piękność i ogromną pojemność duszy ludzkiej.

I wierzymy tylko tak na głucho, że mamy duszę, bo tak nam powiedziano i tak uczy wiara. Jakie jednak skarby mogą się mieścić w tej duszy i jaka jest wysoka jej cena, i kim jest Ten, co w niej mieszka, nad tym rzadko kiedy się zastanawiamy i skutkiem tego tak mało cenimy sobie obowiązek starania się za wszelką cenę o zachowanie jej piękności.

Twierdza ta ma wiele różnych mieszkań, jedne na górze, drugie na dole, jedne po bokach, drugie we wnętrzu gmachu, a w samym środku tych mieszkań jest jedno najważniejsze, w którym zachodzą najbardziej tajemne rzeczy pomiędzy Bogiem a duszą.

Wracając zatem do tej pięknej, rozkosznej naszej twierdzy, przypatrzmy się, jak i którędy do niej możemy wejść. Może wyda się komu, że mówię od rzeczy. Bo jeśli tą twierdzą jest sama dusza, wtedy rzecz jasna, że nie ma potrzeby troszczyć się o sposób dostania się do niej, skoro już w niej jest. Byłaby to taka sama niedorzeczność, jak gdybyśmy kogoś zapraszali do pokoju, w którym on już się znajduje. – Ale trzeba wam wiedzieć, że wielka jest różnica przebywać a przebywać. Wiele jest dusz, które przebywają w zewnętrznym tylko ogrodzeniu, tam, gdzie stoi straż strzegąca twierdzy i ani im na myśl nie przyjdzie wejść do wnętrza i zobaczyć, co też tam jest w tym wspaniałym pałacu i jakie w nim są mieszkania. Czytałyście pewno nieraz w księgach duchowych tę radę, że potrzeba duszy wejść w siebie. Otóż tu właśnie o to chodzi.

Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie.

Nim postąpię dalej, pragnę wam powiedzieć, abyście najpierw dobrze zrozumiały, jaki to widok przedstawia dusza, ta twierdza tak jasna i wspaniała, ta perła nad wszelkie najdroższe perły wschodnie, to drzewo żywota zasadzone nad źródłem wody żywej, którą jest sam Bóg, gdy wpadnie ona w grzech śmiertelny. Nie ma ciemności tak mrocznych ani rzeczy tak ciemnej i czarnej, której by ciemność nie przewyższała. Nie pytajcie o więcej, bo chociaż tu samo Słońce, które taki jej nadawało blask i urok, zawsze jest w pośrodku niej, to dla niej jakby go nie było, bo nie może już w nim mieć udziału i życia z niego czerpać, pomimo że z natury swojej tak jest zdolna cieszyć się uczestnictwem Majestatu Bożego, jak kryształ do wchłaniania w siebie blasku promieni słonecznych.

Znam jedną osobę, której Pan ukazał naocznie, jak wygląda dusza, gdy zgrzeszy śmiertelnie. Komu by, tak zapewnia ta osoba, dane było ujrzeć to, co ona wówczas oglądała, ten na pewno nie dopuściłby się już grzechu, chociażby dla uchronienia się od okazji miał wycierpieć największe męki. Przez to objawienie wzniecił w niej Pan gorące pragnienie, aby wszyscy doszli do poznania tej prawdy.

Osoba ta, której Bóg raczył ukazać ohydę duszy zmazanej grzechem śmiertelnym, podwójną, jak zapewnia, z tego widzenia odniosła korzyść. Najpierw najgłębszą bojaźń obrazy Bożej, skutkiem czego bezustannie błaga Pana, by nie dał jej upaść i takie straszliwe ściągnąć na siebie nieszczęście. Po drugie, widzenie to posłużyło jej i służy za zwierciadło pokory, ukazując jej, że żaden najlepszy nasz uczynek nie bierze początku z nas samych, tylko z tego źródła, nad którym zasadzone jest to drzewo naszej duszy, i z tego Słońca, które samo ożywcze ciepło daje naszym uczynkom.

Rzeczy wewnętrzne tak są zawiłe do zrozumienia, że kto się zabiera do mówienia o nich z takim słabym zasobem umiejętności, jak u mnie, musi zawadzić o wiele rzeczy niepotrzebnych albo i wprost niedorzecznych, nim natrafi i powie jedną do rzeczy. Opisanie więc i objaśnienie na różny sposób tych nadprzyrodzonych spraw nie będzie rzeczą zbyteczną, owszem, wielką z tego odniesiemy pociechę, gdy przypatrzymy się bliżej tej cudownej wewnętrznej budowie, tak mało znanej między śmiertelnymi, choć tylu ich przez jej mieszkania przechodzi.

Źródło: https://brewiarz.pl/x_24/1510w1/godzczyt.php3

16 października – wspomnienie św. Jadwigi Śląskiej

Urodziła się około roku 1174 na zamku Andechs (Bawaria) z rodziców Bertolda i Agnieszki, hrabiów Andechs, którzy tytułowali się również książętami Merami, Kroacji i Dalmacji. Miała czterech braci i trzy siostry. Jedną wydano za Filipa, króla Francji, drugą za Andrzeja, króla Węgier (była matką św. Elżbiety), trzecia wstąpiła do zakonu. Jadwiga, mając lat dwanaście, zaślubiona została Henrykowi Brodatemu, księciu wrocławskiemu i polskiemu, któremu w szczęśliwym małżeństwie powiła dwóch synów: Konrada i Henryka oraz trzy córki: Agnieszkę, Zofię i Gertrudę. Ostatnie trzydzieści lat pożycia małżeńskiego przebyli małżonkowie wstrzemięźliwie, związani uroczystym ślubem czystości. Oto, co pisze historyk Wacław Sobieski: „Kobieta w owych czasach niezwykła. Pełna nadzwyczajnej litości dla wszystkich, którzy ulegli w walce o byt, a więc dla żebraków, dla chorych, dla więźniów, a przy tym rozumna i wykształcona, „literata”, tj. umiejąca po łacinie. Kobieta o takich przymiotach w owych czasach wywierała wpływ potężny na dworze księcia śląskiego. Wpływ ten sam przez się musiał się zaznaczyć i pod względem narodowym, tym więcej, że germanizacja już przedtem tu się zakradła. Na tle antagonizmów narodowościowych przyszło do walki między synami jej Konradem i Henrykiem. W bitwie pod Studnicą uległ Konrad. Pobity uszedł do ojca do puszczy tarnowskiej, gdzie podczas łowów umarł wskutek nieszczęśliwego wypadku”.

Nie szczędził Bóg Jadwidze ciężkich doświadczeń: ukochany jej syn Henryk Pobożny zginął jako wódz wojska chrześcijańskiego w walce z Mongołami pod Legnicą w roku 1241. Narzeczony jej córki Gertrudy, Otto von Wittelsbach, stał się mordercą króla niemieckiego Filipa, w następstwie czego zamek rodzinny Andechs zrównano z ziemią, a Ottona utopiono w Dunaju. Siostra świętej, Gertruda, królowa węgierska, skrytobójczo zamordowana; druga siostra, królowa francuska, Agnieszka, ściągnęła na rodzinę taką hańbę, że nawet papież zmuszony był wkroczyć i ukarać jawnogrzesznicę. Mąż Jadwigi, książę Henryk, dostał się do niewoli Konrada Mazowieckiego; gdy Jadwiga pieszo i boso przyszła z Wrocławia do Czerska i rzuciła się do nóg Konradowi, wówczas dopiero wyżebrała uwolnienie męża. W końcu jeszcze spadł na Henryka grom klątwy za przywłaszczenie sobie dóbr kościelnych i książę umarł obciążony klątwą. Jadwiga ciosami złamana znosiła jednak bez szemrania dopusty Boże. Ostatnie lata spędziła w założonym przez siebie klasztorze cysterek w Trzebnicy, gdzie przeoryszą była jej córka Gertruda. Umarła w roku 1243. Kanonizowana w roku 1267. Jest patronką Śląska, gdzie uroczystość jej obchodzą 15 października.

Modlitwa: Wszechmocny i miłosierny Boże, dzięki Twoim natchnieniom święta Jadwiga usilnie zabiegała o pokój i pełniła dzieła miłosierdzia, udziel nam swojej łaski, abyśmy za jej przykładem starali się o pokój i zgodę między ludźmi i służyli Tobie w cierpiących niedostatek. Amen.

17 października – wspomnienie św. Ignacego Antiocheńskiego, biskupa i męczennika

Św. Ignacy był z pochodzenia Grekiem, uczniem św. Jana Ewangelisty. Św. Chryzostom powiada, że św. Piotr mianował go biskupem Antiochii, który to urząd sprawował przez czterdzieści lat. Podczas prześladowania chrześcijan za Trajana został uwięziony i wysłany do Rzymu, gdzie miał ponieść śmierć na arenie. Ta podróż przez Azję Mniejszą i krótki pobyt więźnia w Rzymie były prawdziwym jego triumfem. Chrześcijanie odwiedzali go, okazując mu najgłębszą cześć. W drodze ze Smyrny i Troady napisał siedem listów do Polikarpa i gmin chrześcijańskich w Efezie, Magnezji, Rzymie, Smyrnie, Tranach i Filadelfii. Listy te, zachowane do dziś i ponad wszelką wątpliwość autentyczne, są ważnym dokumentem wiary i życia pierwotnego Kościoła. W Rzymie rzucony w amfiteatrze Flawiusza (Koloseum) na pożarcie dzikim zwierzętom, złożył życie za wiarę, wykrzykując: „Niech stanę się miłym chlebem dla Pana”. Jego szczątki zabrano do Antiochii, gdzie zostały pochowane. Imię jego umieszczono w kanonie Mszy św. Kościół Wschodni obchodzi jego pamiątkę 20 grudnia.

Modlitwa: Wszechmogący, wieczny Boże, Ty chcesz, aby świadectwo świętych męczenników było ozdobą całego Kościoła, spraw, aby sławne męczeństwo świętego Ignacego z Antiochii, przez które zasłużył na wieczną chwałę, było dla nas źródłem męstwa w wierze. Amen.

Myśli św. Ignacego z Antiochii

Dla chwały Tego, który nas umiłował, należy zachować posłuszeństwo bez jakiegokolwiek udawania, bo nie widzialnego biskupa się okłamuje, ale usiłuje się wprowadzić w błąd niewidzialnego. Sprawy te nie dotyczą tylko człowieka, ale Boga, który zna rzeczy ukryte. Istnieją tacy, którzy się powołują wprawdzie na biskupa, ale wszystko czynią bez niego. Tacy nie mogą mieć dobrego sumienia, a ich zgromadzenia nie są ważne ani zgodne z przykazaniem Pana.

Dołóżcie starań, aby się częściej gromadzić na dziękczynieniu i uwielbianiu Boga. Gdy zbieracie się razem, słabnie moc szatana i dzięki zgodnej waszej wierze rozprasza się zło, które on sprowadza.

Jeśli ktoś umie wytrwać w czystości ku chwale ciała Pana, niechaj zachowa pokorę. Jeśli jednak wynosi się z tego powodu – upadnie; kiedy zaś uważa się za godniejszego od biskupa – zginie.

Nie chcę rozkoszy tego świata i królestwa doczesnego. Wolę umrzeć, by połączyć się z Chrystusem, niż królować aż po krańce ziemi. Tego szukam, który za nas umarł. Tego pragnę, który dla nas zmartwychwstał. Bliskie jest moje narodzenie.

Wszyscy więc biegnijcie, by zjednoczyć się jakby w jedną świątynię Boga, w jednym Jezusie Chrystusie, który wyszedł od Ojca jedynego, który był z nim jedyny i do Jedynego powrócił (…) że Bóg jest jeden i że objawił się nam przez Jezusa Chrystusa swego Syna. On to jest Jego Słowem wychodzącym z milczenia.

Gdy zabieracie się razem, słabnie moc szatana i dzięki zgodnej waszej wierze rozprasza się zło, które on sprowadza.

Jestem Bożą pszenicą. Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby stać się czystym chlebem Chrystusa.

Jeśli miłujesz tylko dobrych uczniów, nie nabywasz zasług.

Bez biskupów, prezbiterów i diakonów nie można mówić o Kościele.

Bóg wysłucha was i pozna po dobrych waszych czynach, że należycie do Jego Syna.

Chrześcijanin nie żyje dla siebie, ale jest na służbie Boga.

Ci, którzy mówią, że należą do Chrystusa, dają się poznać ze sposobu życia.

Czyńmy wszystko z tą jedną myślą, że Bóg jest w nas.

Dla mnie proście tylko o moc ducha i ciała, abym nie tylko mówił, ale i chciał, abym nie tylko uchodził za chrześcijanina, ale był nim rzeczywiście.

Dlatego właśnie jesteś istotą cielesną i duchową, abyś z łagodnością odnosił się do tego co widzisz.

Dobra to rzecz odchodząc z tego świata dojść do Boga, aby w Nim powstać na nowo.

Gdy chrześcijaństwo jest znienawidzone przez świat, oznacza to, iż nie jest wynikiem ludzkiego głoszenia, ale dziełem mocy Bożej.

Jeżeli ktoś znajduje się z dala od ołtarza, pozbawia się Bożego chleba.

Lepiej jest milczeć i być niż mówić, a nie być.

Lepiej mi umrzeć w Chrystusie, niż panować nad całą ziemią.

Każdy z was niech stanie się członkiem takiego chóru, abyście jednomyślni zgodą, podejmując harmonijnie melodię Bożą jednym głosem, śpiewali Ojcu przez Jezusa Chrystusa.

Nauczanie skuteczne jest wtedy, gdy czyni się to, co się naucza.

Nic cenniejszego od pokoju, który usuwa wszelkie wojowanie nieprzyjaciół ziemskich i duchowych.

Nie bądźmy obojętni na dobroć Chrystusa. Gdyby postępował z nami według naszych czynów, już by nas nie było.

Nie chcę, abyście podobali się ludziom, ale Bogu.

Nie każdą ranę leczy się tym samym lekarstwem.

Nie rozprawiajcie o Jezusie Chrystusie, gdy równocześnie pragniecie świata.

Kto jest wewnątrz świątyni, jest czysty, kto zaś na zewnętrz – nieczysty. Kto dokonuje czegokolwiek bez biskupa, prezbiterów i diakonów, nie ma czystego sumienia.

Lepiej być chrześcijaninem nie mówiąc tego, niż mówić i nie być. Uczenie jest wspaniałą rzeczą pod warunkiem jednak, że wprowadza się w czyn to, czego nauczamy.

Miłość nie pozwala mi milczeć.

Jeżeli modlitwa wspólna dwóch wierzących ma tak wielką moc, o ileż bardziej modlitwa biskupa i całego Kościoła.

Moje upodobania zostały ukrzyżowane i nie ma już we mnie pożądania ziemskiego.

Mój duch w pokorze przylgnął do krzyża, który dla niewiernych jest zgorszeniem, dla nas zaś zbawieniem i życiem wiecznym.

Nie starajcie się, aby uchodziło za dobre to, co czynicie osobno, ale wszystko czyńcie we wspólnocie: jedna modlitwa, jedno błaganie, jeden duch, jedna nadzieja w miłości i w szczerej radości, tak jak jeden jest Jezus Chrystus, który jest ponad wszystkimi.

Nie unoście się pychą, gdyż Chrystusa macie w waszych sercach.

Powinniśmy wszystko przyjmować ze względu na Boga, aby i On nas przyjął.

Pozwólcie mi stać się pożywieniem dla dzikich zwierząt, dzięki którym dojdę do Boga.

Pragnę cierpieć, ale nie wiem, czy jestem godzien.

Słowem działać i ujawniać się w milczeniu.

Niedorzecznością jest wyznawać Jezusa Chrystusa i zachowywać przepisy judaizmu. Nie chrześcijaństwo uwierzyło w judaizm, ale judaizm uwierzył w chrześcijaństwo. Ono jednoczy wszystkich, którzy wierzą w Boga.

Nikt, kto wyznaje wiarę, nie grzeszy, i nikt, kto posiadł miłość, nie nienawidzi. Z owocu poznaje się drzewo.

Oczekuj Tego, który jest poza czasem, który jest wieczny i niewidzialny, a który dla nas stał się widzialnym, który jest nieuchwytny, niecierpiętliwy, dla nas jednak podlegający cierpieniu, dla nas jednak znoszący wszelkie rodzaje cierpień.

Podobnie jak Pan Jezus bez Ojca, z którym stanowi jedno, nie czyni niczego ani sam, ani przez Apostołów, tak i wy niczego nie czyńcie bez biskupów i prezbiterów.

Podobnie jak sternik pragnie wiatru, a żeglarz miotany burzą – portu, tak chwila obecna wymaga od ciebie, abyś razem z twoimi doszedł do Boga. Nagrodą jest nieśmiertelność i życie wieczne.

Starajcie się trwać mocno w nauce Pana Jezusa i Apostołów, aby wszystko, co czynicie, pomyślnie wam wypadało na duchu i na ciele, w wierze i miłości.

Stawszy się Jego uczniami, uczmy się żyć po chrześcijańsku. Kto nie nosi imienia chrześcijanina, ale jakiekolwiek inne, nie należy do Boga. Niech Chrystus stanie się solą waszego życia, aby nikt z was nie uległ zepsuciu, jako że zapach wyda o was świadectwo.

Strzeżcie się rozłamów i nauk przewrotnych; gdzie jest wasz pasterz, tam podążajcie i wy jako owczarnia. Kto przyjmuje obcą naukę, nie jest w zgodzie z męką Chrystusa.

Umiej znosić wszystkich, jak i Bóg znosi ciebie.

Wasze dobre uczynki niech będą waszymi oszczędnościami, abyście mieli prawo odebrać kiedyś należność.

Strzeżcie się śmiercionośnej woni nauki, wywodzącej się od księcia tego świata, aby przypadkiem nie powiódł was w niewole z dala od ofiarowanego wam życia.

Święci prorocy żyli według Jezusa Chrystusa i dlatego byli prześladowani.

Uczenie jest wspaniałą rzeczą pod warunkiem, że wprowadza się w czyn to, czego nauczamy.

Wiara jest fundamentem, miłość kresem. Połączeniem obydwóch jest sam Bóg. Wszystkie pozostałe cnoty wywodzą się z tych dwóch. Kto wyznaje wiarę nie błądzi, kto zaś ma miłość, nie żywi nienawiści.

Wielbię Jezusa Chrystusa Boga, który uczynił was tak mądrymi.

Więcej sobie cenię śmierć w Chrystusie Jezusie niż największe ziemskie królowanie. Szukam tylko Tego, który za nas umarł; pragnę tylko Tego, który dla nas zmartwychwstał. Po to właśnie nadeszła chwila moich prawdziwych narodzin.

Wszystko, co czynicie, czyńcie po Bożemu.

Wyczekuj Tego, który jest ponad wszelką zmiennością, poza czasem, niewidzialnego, który dla nas stał się widzialnym, niedotykalnego, nie znającego cierpienia, który dla nas cierpienie poznał, który dla nas zniósł wszystko na wszelki sposób.

Wykonujmy wszystko, jakby Bóg w nas mieszkał, abyśmy byli Jego świątynią, a On w nas Bogiem naszym.

Wypada, aby mężczyźni i niewiasty zawierali związek małżeński za wiedzą biskupa, tak aby małżeństwa były według woli Pana, a nie według pożądliwości.

Z miłosierdzia Bożego stanę się kimś, jeżeli dojdę do Boga.

Z tego, co jest na świecie nic nie jest doskonałe.

Zły duch nie znał dziewictwa Maryi i Jej rozwiązania, jak również śmierci Pana. Te trzy niezwykłe tajemnice wypełniły się w milczeniu Boga.

Wszystko ma swój koniec i dwie rzeczy stoją przed nami: śmierć i życie, a każdy pójdzie na swoje miejsce. Podobnie jak dwie monety, jedna Boża, druga należąca do świata, a każda z nich ma własny swój znak: niewierni – znak tego świata, wierni zaś, którzy trwają w miłości – znak Boga Ojca przez Jezusa Chrystusa. Jeśli na wzór Jego męki nie jesteśmy gotowi umrzeć dla Niego, to nie ma w nas Jego życia.

Zaklinam cię przez łaskę, którą jesteś odziany, abyś przyspieszył swój bieg i przez zachęty wszystkim pomagał do zbawienia. Okaż wielkość swojej posługi przez wieloraką troskę o sprawy duszy i ciała. Przemawiaj do każdego z osobna na podobieństwo samego Boga.

Zwróćcie uwagę, jak bardzo ci, co mają odmienne zdanie o przychodzącej do nas łasce Jezusa Chrystusa, przeciwni są myśli Bożej. (…) Powstrzymują się od Eucharystii i modlitwy, gdyż nie wierzą, że Eucharystia jest Ciałem Pana naszego, Ciałem, które cierpiało za nasze grzechy i które Ojciec w swej dobroci wskrzesił.

Życzę wam, abyście byli zawsze zdrowi w Bogu naszym Jezusie Chrystusie. Obyście trwali w Nim w jedności i pieczy Bożej.

Z listu świętego Ignacego, biskupa i męczennika, do Rzymian(rozdz. 4, 1-2; 6, 1 – 8, 3)


Jestem pszenicą Bożą, zmielą mnie zęby dzikich zwierząt

Piszę do wszystkich Kościołów i wszystkim oznajmiam, że chętnie umieram dla Boga, tylko Wy nie stawiajcie mi przeszkód. Zaklinam Was, nie okazujcie mi niewczesnej przychylności. Pozwólcie mi stać się żerem dzikich zwierząt, bo dzięki temu dojdę do Boga. Jestem pszenicą Bożą i zmielą mnie zęby dzikich zwierząt, abym się stał czystym chlebem Chrystusa. Błagajcie Chrystusa za mnie, abym za sprawą tych zwierząt stał się ofiarą złożoną Bogu.

Nic mi nie przyjdzie z uroków świata ani z jego wszystkich królestw. Lepiej mi jest umrzeć dla Chrystusa Jezusa niż królować aż po krańce ziemi. Jego szukam, który umarł dla nas, Jego pragnę, który dla nas zmartwychwstał. Nadszedł czas moich narodzin. Zrozumcie mnie. Bracia! Nie zagradzajcie mi drogi do życia, nie pragnijcie, bym się pogrążył w śmierci. Chcę należeć do Boga, nie wydawajcie mnie światu, nie łudźcie mnie tym, co przyziemne. Dozwólcie, aby mnie ogarnęło światło bez skazy; gdy wejdę w nie, wtedy będę prawdziwie sobą. Dozwólcie mi stać się naśladowcą męki mojego Boga. Kto ma Boga w sobie, niech pojmie, czego pragnę, i niech współczuje ze mną, wiedząc, co mnie przynagla.

Książę tego świata chce mnie pochwycić i odwrócić moje uczucie od Boga. Niech więc żaden z Was, którzy jesteście przy mnie, nie dopomaga mu; bądźcie raczej ze mną, czyli po stronie Boga. Nie mówcie o Jezusie Chrystusie, równocześnie pożądając świata. Nie dajcie się zwieść. A nawet gdybym Was błagał, gdy będę wśród Was, nie wierzcie mi. Wierzcie raczej temu, co piszę, piszę bowiem do Was pełen życia, ale pragnący śmierci. Wszystko, co ziemskie, zostało we mnie ukrzyżowane, nie płonie we mnie ogień światowych pożądań, lecz daje się słyszeć cichy szmer wody żywej, mówiący: Pójdź do Ojca. Nie cieszą mnie pokarmy, które niszczeją, ani przyjemności tego życia. Pragnę chleba Bożego, a to jest Ciało Jezusa Chrystusa, pochodzącego z pokolenia Dawida, i napoju pragnę, Jego Krwi, a to jest miłość nieskazitelna.

Nie chcę już dłużej życia ziemskiego. I tak się stanie, jeśli Wy zechcecie. Zechciejcie, abyście i Wy dostąpili Bożego upodobania. W paru słowach proszę Was, zawierzcie mi. Jezus Chrystus da Wam poznać, że mówię prawdę: jest On prawdomówny i przez Niego Ojciec przemówił w prawdzie. Proście za mnie, abym do Niego doszedł. Napisałem to nie powodowany myślami ludzkimi, ale według myśli Bożej. Jeśli zostanę wydany na stracenie, będzie to znaczyło, że przychyliliście się do tego, co pragnę, a jeśli nie, to znaczy, żeście mi nie życzyli dobrze.

Źródło: https://www.brewiarz.pl/x_24/1710/godzczyt_osb.php3

18 października – wspomnienie św. Łukasza, Ewangelisty, patrona lekarzy i malarzy

Według historyka kościelnego Euzebiusza, św. Łukasz urodził się w Antiochii w Syrii. Z zawodu był lekarzem; pośród czterech ewangelistów był jedynym, który urodził się jako poganin.

Wcześnie przyjął chrzest i został członkiem gminy chrześcijańskiej w Antiochii. Podczas drugiej podróży misyjnej św. Pawła, około roku 50, towarzyszył już apostołowi. Jakiś czas pozostawał w Filipach, dokąd dotarł ze św. Pawłem, ale w kilka lat później, gdy tenże powracał z Grecji do Palestyny, znalazł się znów przy nim i odtąd nie opuszczał go, nawet, gdy apostoł został uwięziony.

O dalszych losach ewangelisty nic pewnego nie wiemy, Nie wiadomo, gdzie, kiedy i w jaki sposób życie zakończył. Tradycja mówi, że żył w bezżeństwie i doczekał późnego wieki. Wedle tradycji miał być także malarzem, szczególnie uzdolnionym jako portrecista, co do tego jednak nie ma żadnej pewności.

Dwie jego księgi, dedykowane bliżej nieznanemu „szlachetnemu Teofilowi”, tzn. trzecia Ewangelia i Dzieje Apostolskie, pisane pięknym językiem greckim, choć prostym stylem, zdradzają hellenistyczne wykształcenie autora. Nieznane jest również miejsce, gdzie powstały te dzieła. Niektórzy dawni historycy sugerują Grecję, w niektórych rękopisach są wzmianki o Egipcie lub Macedonii; współcześni historycy opowiadają się raczej za Cezareą, Efezem lub Rzymem. Pisma zdradzają sumiennego historyka, który wszystkiego, czego sam nie widział, starał się dociec jak najdokładniej, wypytując naocznych świadków zdarzeń. Księgi jego powstały po roku 60; najpierw Ewangelia, potem Dzieje.

Modlitwa: Panie Boże, Ty wybrałeś świętego Łukasza, aby przez swoje słowa i pisma objawił misterium Twojej miłości do ubogich, spraw, niech Twoi wyznawcy mają jedno serce i jedną duszę, a wszystkie ludy niech oglądają Twoje zbawienie. Amen.

19 października – wspomnienie bł. Jerzego Popiełuszki w 40 rocznicę męczeńskiej śmierci

Przekonanie duchowieństwa i wiernych o męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki za wiarę spowodowało, że kardynał Józef Glemp, arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski oraz Prymas Polski, wystarał się o potrzebne zezwolenie Stolicy Apostolskiej i powołał archidiecezjalny trybunał, który zajął się procesem beatyfikacyjnym ks. Jerzego. Proces ten na szczeblu diecezjalnym trwał od 8 lutego 1997 r. do 8 lutego 2001 r. Następnie akta procesu zostały przewiezione do Stolicy Apostolskiej i poddane dalszym badaniom w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. 6 czerwca 2010 r. w Warszawie odbyła się beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki. Jego liturgiczne wspomnienie wyznaczono na 19 października – w dniu jego narodzin dla nieba.

Kiedy późnym wieczorem dnia 19 października 1984 r. ks. Jerzy wracał samochodem z posługi duszpasterskiej w Bydgoszczy, został zatrzymany przez trzech funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (Wydział do walki z Kościołem) i uprowadzony. Stało się to na szosie w Górsku niedaleko Torunia. Niemal cudem ocalał kierowca – pan Waldemar Chrostowski, jedyny świadek bandyckiego porwania, który, chociaż skuty kajdankami, wyskoczył z pędzącego samochodu i niezwłocznie powiadomił władze kościelne i społeczeństwo o dokonanym przez przedstawicieli władz komunistycznych bezprawiu. Nastało wtedy dziesięć dni modlitewnego oczekiwania na powrót kapłana w wielu świątyniach kraju, zwłaszcza w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie. Niestety, w dniu 30 października 1984 r. ze sztucznego zbiornika wodnego przy tamie na Wiśle koło Włocławka milicja wyłowiła ciało ks. Jerzego Popiełuszki. Sekcja zmasakrowanego ciała została przeprowadzona w Białymstoku, ale pogrzeb, zgodnie z wolą katolickiego społeczeństwa, odbył się w Warszawie 3 listopada 1984 r. Ks. Jerzy Popiełuszko został pochowany w grobie przy kościele św. Stanisława Kostki. Obrzędom pogrzebowym przewodniczył i okolicznościowe kazanie wygłosił kardynał Józef Glemp, Prymas Polski. W pogrzebie uczestniczyło wielu biskupów, kilkuset kapłanów oraz prawie milion wiernych, w tym setki pocztów sztandarowych spod znaku “Solidarności” z całego kraju.

Jerzy Popiełuszko urodził się 14 września 1947 r. na Podlasiu we wsi Okopy, w parafii Suchowola, z rodziców Władysława i Marianny z domu Gniedziejko. W dwa dni po urodzeniu, 16 września, został ochrzczony w parafialnym kościele pod wezwaniem świętych Apostołów Piotra i Pawła w Suchowoli i otrzymał imię swojego stryja, Alfonsa (zmienił je na Jerzy Aleksander dopiero w okresie nauki w seminarium, w 1971 r.). W tym samym kościele 17 czerwca 1956 r. przyjął bierzmowanie z rąk biskupa Władysława Suszyńskiego. Wybrał sobie wówczas imię patrona archidiecezji wileńskiej – Kazimierza.

W latach 1954-1965 Alek Popiełuszko uczęszczał do Szkoły Podstawowej oraz Liceum Ogólnokształcącego w Suchowoli. W kościele parafialnym, odległym od domu o kilka kilometrów, od 11. roku życia był ministrantem i służył do Mszy św. codziennie przed lekcjami w szkole. Uzyskawszy świadectwo maturalne, zgłosił się 24 czerwca 1965 r. do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela w Warszawie, gdzie przez siedem lat przygotowywał się intelektualnie i duchowo do przyjęcia święceń kapłańskich. Podczas tych studiów musiał odbyć dwuletnią służbę wojskową w specjalnej jednostce dla kleryków w Bartoszycach. Z tego okresu znany jest fakt mężnej postawy alumna Popiełuszki, który nie pozwolił odebrać sobie medalika i różańca, za co był szykanowany przez tamtejsze władze wojskowe. Celem tych szykan i obostrzeń w służbie było zniechęcanie żołnierzy-kleryków do kontynuowania drogi powołania kapłańskiego.

Po powrocie do seminarium musiał poddać się operacji tarczycy, leczył się też z powodu choroby serca. W pewnym momencie był w tak ciężkim stanie, że koledzy kursowi całą noc modlili się w jego intencji (18 kwietnia 1970 r.). Przeżycia w wojsku, choroba i pobyt w szpitalu bardzo zbliżyły go do kolegów oraz w szczególny sposób uwrażliwiły na potrzeby, cierpienia i krzywdy bliźnich. Stał się opiekuńczy i zatroskany, zwłaszcza o chorych.

W dniu 12 grudnia 1971 r. otrzymał święcenia subdiakonatu, a 12 marca 1972 r. – diakonatu. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego dnia 28 maja 1972 r. w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Jako neoprezbiter został skierowany do pracy duszpasterskiej i katechetycznej najpierw w parafii Świętej Trójcy w Ząbkach koło Warszawy, gdzie pracował trzy lata (1972-1975), a następnie do parafii Matki Bożej Królowej Polski w Warszawie-Aninie. Po kolejnych trzech latach, 20 maja 1978 r., został przeniesiony na wikariat do parafii Dzieciątka Jezus w Warszawie na Żoliborzu, skąd 25 maja 1979 r. władza archidiecezjalna skierowała go do pracy duszpasterskiej przy kościele akademickim św. Anny w Warszawie. Prowadził tam konwersatoria dla studentów medycyny, organizował rekolekcje i obozy o charakterze rekolekcyjnym oraz kierował duszpasterstwem pielęgniarek w kaplicy Res Sacra Miser. Był członkiem Krajowej Konsulty Duszpasterstwa Służby Zdrowia, a na terenie archidiecezji warszawskiej – diecezjalnym duszpasterzem środowisk medycznych. Dnia 6 października 1981 r. podjął się także opieki duszpasterskiej nad chorymi w Domu Zasłużonego Pracownika Służby Zdrowia w Warszawie przy ul. Elekcyjnej 37, urządzając tam własnym sumptem kaplicę i stając się na mocy nominacji kurialnej kapelanem.

Ostatnim miejscem zamieszkania i pracy ks. Jerzego Popiełuszki od 20 maja 1980 r. była parafia św. Stanisława Kostki w Warszawie na Żoliborzu, gdzie jako rezydent pomagał w pracy parafialnej i zajmował się duszpasterstwem specjalistycznym. Między innymi kierował zebraniami formacyjnymi grupy studentów Akademii Medycznej, był duszpasterzem średniego personelu medycznego (pielęgniarek) oraz co miesiąc urządzał dla lekarzy spotkania modlitewne.

Na podkreślenie zasługuje udział ks. Jerzego Popiełuszki w przygotowaniu dwóch wizyt papieskich w Ojczyźnie (w 1979 i 1983 r.). W obydwu przypadkach, wbrew sprzeciwom władz komunistycznych i Służby Bezpieczeństwa, był faktycznym przewodniczącym Sekcji Sanitarnej Komitetu Przyjęcia Jana Pawła II w Warszawie i ze swoją kilkusetosobową grupą medyczną roztaczał z ramienia Kościoła opiekę zdrowotną nad uczestnikami pielgrzymek.

Oddzielną kartę życia ks. Jerzego, która doprowadziła go do palmy męczeństwa, było jego bezkompromisowe zaangażowanie się w duszpasterstwo świata pracy, zarówno w okresie tworzenia się “Solidarności”, jak i później, gdy trwał stan wojenny w Polsce oraz po jego zniesieniu. Pomimo szykan ze strony czynników państwowych i esbeckich oraz pomówień i oszczerstw w środkach masowego przekazu, był rzecznikiem i obrońcą godności człowieka, praw ludzkich do wolności, sprawiedliwości, miłości i prawdy, a także heroldem Pawłowego i papieskiego nauczania, że zło należy zwyciężać dobrem. Prawdy te głosił wraz ze swym proboszczem – ks. prałatem Teofilem Boguckim – przede wszystkim podczas nabożeństw za Ojczyznę, urządzanych w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu od czasu ogłoszenia stanu wojennego we wszystkie ostatnie niedziele miesiąca. Pierwsza taka Msza św. została odprawiona 28 lutego 1982 r.

Serdeczne więzy ks. Popiełuszki ze światem pracy, zwłaszcza z pracownikami Huty Warszawa, zadzierzgnięte zostały w sposób niemal przypadkowy, ale opatrznościowy i nieodwracalny. Gdy w sierpniu 1980 r. doszło do strajku w Hucie Warszawa, pięciu przedstawicieli tej Huty przybyło do rezydencji arcybiskupów warszawskich, prosząc kardynała Stefana Wyszyńskiego, ażeby przyjechał do nich lub wyznaczył im jakiegoś kapłana do odprawienia Mszy świętej. Twierdzili, że prawie wszyscy strajkujący wewnątrz Huty są katolikami i pragną uczestniczyć w niedzielnej liturgii mszalnej, ale ze względu na sytuację – nie mogą opuścić miejsca pracy. Była to pierwsza niedziela, około godziny ósmej, kiedy strajkowały już Gdańsk, Szczecin i śląskie kopalnie. Prymas Polski, nie mogąc ze względu na inne zaplanowane zajęcia osobiście odprawić tej Mszy świętej, zlecił swojemu kapelanowi – ks. prałatowi Bronisławowi Piaseckiemu: “Poszukaj księdza”. Ks. kapelan udał się niezwłocznie na pobliski Żoliborz, do kościoła św. Stanisława Kostki, i propozycję pójścia do Huty przedstawił pierwszemu napotkanemu kapłanowi – ks. Jerzemu Popiełuszce. Ks. Jerzy chętnie przyjął propozycję i, po porozumieniu się z proboszczem, wyruszył do Huty. Był to początek kolejnej formy jego duszpasterstwa – duszpasterstwa, które zakończyło się jego męczeńską śmiercią.

Kiedy w 1981 roku strajkowały uczelnie wyższe, ks. Jerzy Popiełuszko roztoczył opiekę duszpasterską nad studentami warszawskiej Akademii Medycznej i jednocześnie nad słuchaczami Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, gdzie protest miał dramatyczny przebieg. Kiedy 2 grudnia 1981 r. władze dokonały pacyfikacji WOSP w Warszawie przy użyciu helikopterów i sprzętu bojowego (co stanowiło swoiste preludium do wprowadzenia za kilka dni stanu wojennego), ksiądz Jerzy był w gmachu uczelni.

Władze komunistyczne nasiliły szykanowanie kapłana. Był wielokrotnie przesłuchiwany w prokuraturze, zatrzymywany i aresztowany. Przedstawiono mu nawet akt oskarżenia, w którym zarzucano mu, że działał na szkodę interesów PRL, ponieważ nadużywając funkcji kapłana czynił z kościołów miejsce propagandy antypaństwowej (sąd umorzył postępowanie w sierpniu 1984 r.). Prasa reżimowa nasiliła ataki drukując liczne oszczercze artykuły, mające skompromitować kapelana Solidarności (opisywano rzekome nadużycia finansowe i skandale obyczajowe).

Ksiądz Jerzy nie zaprzestał swojej działalności. Oprócz Mszy św. za Ojczyznę, zainicjował w 1982 r. pielgrzymkę robotników Huty Warszawa na Jasna Górę, która przerodziła się wkrótce w Ogólnopolską Pielgrzymkę Ludzi Pracy. W końcu władze zdecydowały się na ostrzejsze działania. 13 października 1984 r. milicja usiłowała doprowadzić do wypadku drogowego, w którym ks. Jerzy miał zginąć; akcja ta nie powiodła się. Kolejną próbę podjęto kilka dni później.

opracowano na podstawie tekstu ks. Grzegorza Kalwarczyka

źródło: https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-14b.php3

Myśli bł. Jerzego Popiełuszki

Człowieka można przemocą ugiąć, ale nie można go zniewolić.

Człowiek pracujący ciężko bez Boga, bez modlitwy, bez ideałów będzie jak ptak z jednym skrzydłem dreptał po ziemi.

Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, stalibyśmy się narodem wolnym już teraz.

Mam zamiłowanie do tego zawodu. – Ks. Jerzy Popiełuszko w podaniu o przyjęcie do seminarium

Miłość przerasta sprawiedliwość, a równocześnie znajduje potwierdzenie w sprawiedliwości.

Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj. – dewiza życiowa ks. Popiełuszki będąca cytatem ze św. Pawła

Nie jest to rana śmiertelna, bo nie można zadać rany śmiertelnej czemuś, co jest nieśmiertelne. Nie można uśmiercić nadziei.

Prawda kosztuje dużo, lecz wyzwala. – Por. Biblia J 8, 31–32

Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości.

Są więzienia niewidzialne, jest ich bardzo wiele. Są więzienia, w których ludzie rodzą się, rosną i umierają. Są więzienia systemów i ustrojów. Te więzienia nie tylko niszczą ciała, ale sięgają dalej, sięgają duszy, sięgają głęboko prawdziwej wolności.

Służyć Bogu, to szukać dróg do ludzkich serc. Służyć Bogu to mówić o złu jak o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby ją móc leczyć. Służyć Bogu, to piętnować zło i wszystkie jego przejawy.

Solidarność to jedność serc, umysłów i rąk zakorzenionych w ideałach, które są zdolne przemieniać świat.

Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku.

Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu. Pozostać sobą – żyć w prawdzie – to jest minimum, aby nie zamazać w sobie obrazu dziecka Bożego.

Prze­moc nie jest oz­naką siły, lecz słabości.

Nie jest to ra­na śmier­telna, bo nie można za­dać ra­ny śmier­telnej cze­muś, co jest nieśmier­telne. Nie można uśmier­cić nadziei.

Człowiek pracujący ciężko bez Boga, bez modlitwy, bez ideałów będzie jak ptak z jednym skrzydłem dreptał po ziemi.

Solidarność to jedność serc, umysłów i rąk zakorzenionych w ideałach, które są zdolne przemieniać świat.

Służyć Bogu, to szukać dróg do ludzkich serc. Służyć Bogu to mówić o złu jak o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby ją móc leczyć. Służyć Bogu, to piętnować zło i wszystkie jego przejawy.

Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu. Pozostać sobą – żyć w prawdzie – to jest minimum, aby nie zamazać w sobie obrazu dziecka Bożego.

Człowieka można prze­mocą ugiąć, ale nie można go zniewolić.

Za­sad­niczą sprawą przy wyz­wo­leniu człowieka i na­rodu jest przez­wy­ciężenie lęku.

Miłość prze­ras­ta spra­wied­li­wość, a równocześnie znaj­du­je pot­wier­dze­nie w sprawiedliwości.

Są więzienia niewidzial­ne, jest ich bar­dzo wiele. Są więzienia, w których ludzie rodzą się, rosną i umierają. Są więzienia sys­temów i us­trojów. Te więzienia nie tyl­ko niszczą ciała, ale sięgają da­lej, sięgają duszy, sięgają głębo­ko praw­dzi­wej wolności.

Boże, jak bardzo podobne jest ludzkie życie, szare, trudne, czasami ponure i byłoby często nie do zniesienia, gdyby nie promyki radości, Twojej obecności, znaku, że jesteś z nami, ciągle taki sam, dobry i kochający.

(…) I wszędzie, gdzie zaczynam coś robić, staram się albo nie robić tego wcale, albo traktować to bardzo poważnie i serce wkładać w to, co robię.

Gdybyśmy byli krajem szczęśliwym, księża mogliby zajmować się tylko życiem duchowym.

Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, nawet w obozie czy więzieniu. Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapomniała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz. A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później, jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie.

Jak wczoraj przeżywaliśmy kanonizację świętego Maksymiliana, tak na pewno następne pokolenie przeżyje niejedną kanonizację tych, którzy obecnie zostali wymordowani; zabici dlatego, że chcieli być solidarni, że chcieli służyć prawdzie i miłości. Kościół będzie dawał ich jako wzór osobowości następnym pokoleniom, a w świątyniach będziemy mogli śpiewać Gaude Mater Polonia – „ciesz się matko Polsko”, która wydałaś synów gotowych rzucić wszystko na ołtarzu prawdy i wolności.

Tak Bóg umiłował człowieka, że uczynił go swoim dzieckiem, podniósł go do godności dziecka Bożego.

Już nie potrafię zamknąć swojego kapłaństwa w kościele, chociaż tylu różnych „doradców” podpowiada mi, że prawdziwy polski ksiądz nie powinien wychodzić poza kościelne ogrodzenie.

Od chwili, gdy Chrystus poniósł śmierć na krzyżu, już nas nie może hańbić żadne cierpienie ani poniżenie. Hańba przechodzi na tych, którzy są ich przyczyną! I tak jak Chrystus nie zawrócił z drogi krzyżowej, ale szedł aż do zwycięskiego końca, tak i naród nasz, umocniony przez Chrystusa, tęskniący za prawdą, sprawiedliwością i wolnością, nie zrezygnuje, choćby do zmartwychwstania miał iść.

Kłamstwo poniża ludzką godność i zawsze było cechą niewolników, cechą ludzi małych.

Życie ludzkie i życie narodu jest jak gleba: gdy wrzuca się w nią plewy, zbiera się chwasty, a gdy wrzuca się ziarno prawdy, miłości, poszanowania ludzkiej godności, zbiera się plon i to plon obfity.

Służyć Bogu, to szukać dróg do ludzkich serc. Służyć Bogu to mówić o złu jak o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby ją móc leczyć. Służyć Bogu, to piętnować zło i wszystkie jego przejawy.

Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą.

Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości.

Prawda ma w sobie znamię trwania i wychodzenia na światło dzienne, nawet gdyby starano się ją skrupulatnie i planowo ukrywać. Kłamstwo zawsze kona szybką śmiercią. Prawda zawsze jest zwięzła, a kłamstwo owija się w wielomówstwo. Korzeniem wszelkich kryzysów jest brak prawdy.

Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu. Pozostać sobą – żyć w prawdzie – to jest minimum, aby nie zamazać w sobie obrazu dziecka Bożego.

Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść. Zamilknąć, gdy inni mówią. Modlić się, gdy inni przeklinają. Pomóc, gdy inni nie chcą tego czynić. Przebaczyć, gdy inni nie potrafią. Cieszyć się życiem, gdy inni je lekceważą.

Bez względu na to, jaki wykonujesz zawód, jesteś człowiekiem.

Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju.

Są więzienia niewidzialne, jest ich bardzo wiele. Są więzienia, w których ludzie rodzą się, rosną i umierają. Są więzienia systemów i ustrojów. Te więzienia nie tylko niszczą ciała, ale sięgają dalej, sięgają duszy, sięgają głęboko prawdziwej wolności.

Być wolnym to żyć zgodnie z własnym sumieniem.

Korzeniem wszelkich kryzysów jest brak prawdy.

Człowiek pracujący ciężko bez Boga, bez modlitwy, bez ideałów będzie jak ptak z jednym skrzydłem dreptał po ziemi.

Nie jest łatwo, gdy katolikowi nie tylko zabrania się zwalczać poglądy przeciwnika, lecz po prostu nie wolno mu bronić przekonań jego własnych czy przekonań ogólnoludzkich wobec napaści choćby najbardziej oszczerczych i krzywdzących. Nie wolno mu prostować fałszu, który inni mają pełną swobodę głosić i rozszerzać bezkarnie. Nie jest łatwo, gdy w ostatnich dziesiątkach lat w glebę ojczystą zasiewano ziarna kłamstwa i ateizmu. Obowiązek chrześcijanina – to stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować. Bo za prawdę się płaci. Tylko plewy nic nie kosztują, za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić.

Służyć Bogu, to szukać dróg do ludzkich serc. Służyć Bogu to mówić o złu jak o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby ją móc leczyć. Służyć Bogu, to piętnować zło i wszystkie jego przejawy.

Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Trzeba dzisiaj bardzo dużo mówić o godności człowieka, aby zrozumieć, że człowiek przerasta wszystko, co może istnieć na świecie, prócz Boga. Przerasta mądrość całego świata. Zachować godność, by móc powiększać dobro, zwyciężać zło – to pozostać wewnętrznie wolnym, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej. Jako synowie Boga nie możemy być niewolnikami. Nasze synostwo Boże niesie w sobie dziedzictwo wolności, wolność daną człowiekowi, jako wymiar jego wielkości.

Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewalania, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi upominać się odważnie dla siebie i dla innych.

Ludzi zdobywa się otwartym sercem, a nie zaciśniętą pięścią.

Nie mówimy, że świat jest coraz gorszy, coraz smutniejszy. Jeżeli nawet tak jest, to źródła smutku są w nas, a nie gdzie indziej. I źródła radości muszą być w nas. Autentyczna radość to obecność Boga.

Nawet, gdy wydaje się nam, że kogoś drugiego dobrze znamy, nie spieszmy się z ocenami. Samych siebie przecież nie znamy, a bić się w cudze piersi jest dość łatwo. Nie potępiajmy, bo za każdym człowiekiem stoi Chrystus.

Bóg zawsze odpowiada dobrocią. A my? Próbujemy nieść Boga w swoje środowisko. Przetwarzajmy zło w dobro i owego dobra rozsiewajmy wokół siebie jak najwięcej.

Tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności.

W każdym człowieku jest ślad Boga. Zobacz, bracie, czy nie zamazałeś go w sobie zbyt mocno. Bez względu na to, jaki pełnisz zawód, jesteś człowiekiem. Aż człowiekiem.

Bóg nigdy nie zrezygnuje ze swoich dzieci, nawet z takich, które soją do Niego plecami. I dlatego każdy ma szansę. Choćbyś po ludzku przegrał całkowicie, choćbyś zatracił swoją godność i całkiem się zaprzedał, jeszcze masz czas. Zbierz się, ogarnij, dźwignij. Zacznij od nowa. Spróbuj budować na tym, co w tobie jest z Boga. Spróbuje, bo życie jest tylko jedno.

„Nie walcz przemocą. Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości. Komu nie udało się zwyciężyć sercem lub rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą.

Służyć Bogu to szukać najlepszej strony w najgorszym człowieku. O złu należy mówić jak o chorobie, którą trzeba ujarzmić, aby móc uleczyć – nie przed każdym i nie zawsze, lecz niekiedy przed wszystkimi. Służyć Bogu to wytrwale bronić pokrzywdzonych i poniżonych, w pokrzywdzonych budzić i rozpromieniać nadzieję.

Bóg ma najwięcej sił w miłości.

Znakiem czasu, idącym za człowiekiem od wieków, jest miłosierdzie Boże, Boża miłość do człowieka. Jeśli Bóg przyjmuje nas do swego królestwa, pomimo naszych nudnych grzechów, małości i pychy, to czyni to dzięki swojej miłości i swemu miłosierdziu. I ten znak Bożego miłosierdzia w naszych codziennym życiu ma być właściwie odczytany i powinniśmy nam odpowiadać miłością i miłosierdziem, bo i my sami jesteśmy znakami dla drugich, znakami ustawionymi na ich drogach istnienia.

Daj nam, Chryste, większą wrażliwość na działanie miłości niż siły i nienawiści.

Krzyżem jest brak wolności. Gdzie nie ma wolności, tam nie ma miłości, nie ma przyjaźni, zarówno między członkami rodziny, jak i w społeczności narodowej czy też między narodami. Nie można miłować, czy żyć z kimś w przyjaźni, przez przymus.

Bądźmy silni miłością, modląc się za braci błądzących, nie potępiając nikogo, ale piętnując i demaskując zło.

Nie walcz przemocą. Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości. Komu nie udało się zwyciężyć sercem lub rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą.

Nie sprzedawajmy swoich ideałów za miskę soczewicy. Nie sprzedawaj swoich ideałów, kupcząc twoim bratem. Od nas wszystkich zależy, od naszego życia w prawdzie na co dzień, jak szybko nadejdzie czas, gdy będziemy solidarnie i z miłością dzielić nasz chleb powszedni.

My, którzy jesteśmy uczniami Chrystusa, mamy wydawać owoce królestwa Bożego. Owocami naszymi ma być życie w prawdzie, w sprawiedliwości i miłości. Jeżeli nie czujemy się odpowiedzialni za te wartości w naszym życiu osobistym, rodzinnym, zawodowym i społecznym, nie zasługujemy na miano dobrych chrześcijan.

Przyjąć dobrowolnie cierpienie za drugiego człowieka to coś więcej niż tylko cierpieć. Na taką decyzję mogą się zdobyć tylko ludzie wewnętrznie wolni.

To, co wielkie i piękne, rodzi się przez cierpienie.

Ludzi nigdy nie wiązałem ze sobą, ale z Bogiem i Kościołem.

Zachować godność człowieka to pozostać wewnętrznie wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu.

Ludzi zdobywa się otwartym sercem, a nie zaciśniętą pięścią.

Jako synowie Boga nie możemy być niewolnikami.

W duchu miłości, a nie przemocy, człowiek gotów jest przyjąć nawet najtrudniejszą, najbardziej wymagająca prawdę.

Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu. Pozostać sobą – żyć w prawdzie – to jest minimum, aby nie zamazać w sobie obrazu dziecka Bożego.

Solidarność to jedność serc, umysłów i rąk zakorzenionych w ideałach, które są zdolne przemieniać świat.

Służyć Bogu, to szukać dróg do ludzkich serc. Służyć Bogu to mówić o złu jak o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby ją móc leczyć. Służyć Bogu, to piętnować zło i wszystkie jego przejawy.

Są więzienia niewidzial­ne, jest ich bar­dzo wiele. Są więzienia, w których ludzie rodzą się, rosną i umierają. Są więzienia sys­temów i us­trojów. Te więzienia nie tyl­ko niszczą ciała, ale sięgają da­lej, sięgają duszy, sięgają głębo­ko praw­dzi­wej wolności.

Ludzi zdobywa się otwartym sercem, a nie zaciśniętą pięścią.

Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść. Zamilknąć, gdy inni mówią. Modlić się, gdy inni przeklinają. Pomóc, gdy inni nie chcą tego czynić. Przebaczyć, gdy inni nie potrafią. Cieszyć się życiem, gdy inni je lekceważą.

Tam, gdzie jest niesprawiedliwość, gdzie jest przemoc, zakłamanie, nienawiść, nieszanowanie ludzkiej godności, tam brakuje miejsca na miłość, tam brakuje miejsca na serce, na bezinteresowność, na wyrzeczenia.

Zło dobrem zwyciężaj!

Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, stalibyśmy się narodem wolnym już teraz.

Przyjąć dobrowolnie cierpienie za drugiego człowieka to coś więcej niż tylko cierpieć. Na taką decyzję mogą się zdobyć tylko ludzie wewnętrznie wolni.

Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą.

Za prawdę trzeba cierpieć. Jeżeli ludzie, którzy mają rodziny, mają dzieci, są odpowiedzialni, byli w więzieniach, cierpią, to dlaczego ja, ksiądz, nie mam również dołożyć swojego cierpienia?

To, co wielkie i piękne, rodzi się przez cierpienie.

Tam, gdzie jest niesprawiedliwość, gdzie jest przemoc, zakłamanie, nienawiść, nieszanowanie ludzkiej godności, tam brakuje miejsca na miłość, tam brakuje miejsca na serce, na bezinteresowność, na wyrzeczenia.

Miłość przerasta sprawiedliwość, a równocześnie znajduje potwierdzenie w sprawiedliwości.

Miłość nie istniałaby, gdybyśmy byli do niej zmuszani.

Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości.

Największym krzyżem jest brak poszanowania podstawowych praw osoby ludzkiej, bo z nich rodzą się inne.

Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść. Zamilknąć, gdy inni mówią. Modlić się, gdy inni przeklinają. Pomóc, gdy inni nie chcą tego czynić. Przebaczyć, gdy inni nie potrafią. Cieszyć się życiem, gdy inni je lekceważą.

Za prawdę trzeba cierpieć. Jeżeli ludzie, którzy mają rodziny, mają dzieci, są odpowiedzialni, byli w więzieniach, cierpią, to dlaczego ja, ksiądz, nie mam również dołożyć swojego cierpienia?

Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Zycie w prawdzie to dawanie prawdzie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą.

Nasza niewola w zasadzie polega na tym, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy nie protestujemy przeciwko niemu na co dzień. Nie protestujemy, milczymy lub udajemy że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności. Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia …

Żądając prawdy od innych, sami musimy żyć prawdą. Żądając sprawiedliwości, sami musimy być sprawiedliwi. Żądając odwagi i męstwa, sami musimy być na co dzień mężni i odważni.

Z Pism bł. Jerzego Popiełuszki(Rozważania różańcowe [Bydgoszcz, 19 października 1984 r.]
w: M. Kindziuk, Świadek Prawdy, Częstochowa 2004, s. 308-403)


Zło dobrem zwyciężaj

Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro, kto dba o rozwój i ubogacenie siebie tymi wartościami, które stanowią o ludzkiej godności dziecka Bożego. Pomnażać dobro i zwyciężać zło, to dbać o godność dziecka Bożego, o swoją godność ludzką.

Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło, to pozostać wewnętrznie wolnym, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej. Jako synowie Boga nie możemy być niewolnikami. Nasze synostwo Boże niesie w sobie dziedzictwo wolności. Wolność dana jest człowiekowi jako wymiar jego wielkości.

Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło, to kierować się w życiu sprawiedliwością. Sprawiedliwość wypływa z prawdy i miłości. Im więcej jest w człowieku prawdy i miłości, tym więcej i sprawiedliwości. Sprawiedliwość musi iść w parze z miłością, bo bez miłości nie można być w pełni sprawiedliwym. Gdzie brak jest miłości i dobra, tam na jej miejsce wchodzi nienawiść i przemoc.

Zwyciężać zło dobrem, to zachować wierność prawdzie. Prawda jest bardzo delikatną właściwością naszego rozumu. Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka sam Bóg, stąd w człowieku jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa. Prawda, podobnie jak sprawiedliwość, łączy się z miłością, a miłość kosztuje. Prawdziwa miłość jest ofiarna, stąd i prawda musi kosztować. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Obowiązkiem chrześcijanina jest stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować. Bo za prawdę się płaci, tylko plewy nie kosztują. Za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić.

Aby zwyciężać zło dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewolenia, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości.

Aby zło dobrem zwyciężać i zachować godność człowieka, nie wolno walczyć przemocą. Komu nie udało się zwyciężyć sercem i rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą. Każdy przejaw przemocy dowodzi moralnej niższości. Najwspanialsze i najtrwalsze walki, jakie zna ludzkość, jakie zna historia, to walki ludzkiej myśli. Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy.

Źródło: https://www.brewiarz.pl/x_24/1910w4/godzczyt.php3

20 października – wspomnienie św. Jana Kantego, kapłana

Jan urodził się w Kętach w roku 1390. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a później został jego profesorem i wykładał teologię. Odznaczał się wielkim miłosierdziem dla ubogich. Zmarł w Krakowie 24 grudnia 1473 r.

Modlitwa: Wszechmogący Boże, spraw, abyśmy za przykładem świętego Jana Kantego, kapłana, doskonalili się w umiejętności świętych i okazując miłosierdzie wszystkim ludziom, otrzymali od Ciebie przebaczenie. Amen.