28 sierpnia – św. Augustyna, biskupa
28 sierpnia – wspomnienie św. Augustyna, biskupa i doktora Kościoła, patrona teologów
Św. Augustyn urodził się 13 listopada 354 roku w Tagaście (dziś Algier) w Afryce. Mimo iż matka, św. Monika, była wzorem pobożności, jako młody człowiek prowadził bardzo rozwiązły tryb życia. Ponadto został wyznawcą heretyckiej sekty manichejczyków. Niestety, ojciec poganin nie ograniczał ani swobody młodzieńca, ani nie miał właściwego wpływu na jego poglądy. Począwszy od roku 370 Augustyn studiował w Kartaginie. W roku następnym zmarł jego ojciec, przyjąwszy przedtem religię chrześcijańską.
W jakiś czas potem św. Augustyn zamieszkał w Kartaginie i założył szkołę retoryki. Później uczył tej sztuki w Rzymie, a następnie w Mediolanie. Tutaj okazało się działanie łaski Bożej. Modlitwy matki, która podążyła za nim do Włoch, zostały wysłuchane. Rozpoczął się bowiem proces nawrócenia Augustyna, do czego przyczyniły się również nauki jego świętych przyjaciół, zwłaszcza św. Ambrożego. Augustyn porzucił wówczas sektę manichejską i po jakimś czasie w pełni przyjął zasady religii chrześcijańskiej. Św. Ambroży udzielił mu sakramentu chrztu w przeddzień Wielkanocy w roku 387.
W drodze powrotnej do Afryki św. Augustyn stracił matkę, która zmarła w Ostii w 387 roku. W roku 388 przybył do Kartaginy, a potem udał się do rodzinnej Tagasty, gdzie wraz z kilkoma przyjaciółmi rozpoczął życie we wspólnocie. W roku 390 został wyświęcony na księdza, po czym przeniósł się do Hippony, gdzie również zorganizował wspólnotę, do której powołał swoich przyjaciół. Pięć lat później otrzymał sakrę biskupią i został mianowany koadiutorem biskupa Waleriana. W następnym roku objął jego stanowisko w diecezji.
Przez całe życie był niesłychanie aktywny, teraz jednak jego działalność ożywiła się jeszcze bardziej.
Mądrze rządził swoim Kościołem, głosząc wiernym prawdę Ewangelii. Poświęcał się również studiom filozofii i teologii. W obu tych dziedzinach pisał dzieła. Wymienić tu trzeba przede wszystkim wielki traktat „O państwie Bożym”. Był także autorem „Wyznań”, powstałych około roku 397 i ujawniającym jego wielką pokorę. Czerpiemy z nich wiedzę o młodości św. Augustyna.
Jako biskup Hippony gorliwie przeciwstawiał się różnym herezjom i błędnym poglądom swoich czasów. Zwalczał między innymi manichejczyków, pryscylianistów, donatystów i pelagian. Okazał się nieustraszonym obrońcą wiary, równie gorąco ją wyznając, jak przedtem ignorując i lekceważąc. Był człowiekiem bardzo wszechstronnym, całą duszą oddanym służbie Bogu.
Na krótko przed śmiercią przeżył najazd Wandalów, którzy pod wodzą Genseryka poczynili w Afryce wielkie spustoszenie. Zmarł 28 sierpnia 430 roku. Jest uznany świętym i doktorem Kościoła.
Modlitwa: Wszechmogący Boże, odnów w swoim Kościele ducha, którym obdarzyłeś świętego Augustyna, biskupa, abyśmy napełnieni tym duchem pragnęli i szukali Ciebie samego, bo Ty jesteś źródłem mądrości i dawcą miłości wiecznej. Amen.
NAUCZANIE ŚW. AUGUSTYNA
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie 8 na Oktawę Wielkanocy, 1. 4)
Nowe stworzenie w Chrystusie
Zwracam się do was wszystkich, dzieci nowo narodzone, niemowlęta Chrystusowe, nowe potomstwo Kościoła. Jesteście łaską Ojca i płodnością Matki-Kościoła, świętą latoroślą, świeżym zastępem, kwiatem naszej czci i owocem trudów, radością i nagrodą naszą, wy wszyscy, którzy trwacie w Panu.
Przemawiam do was słowami Apostoła: „Przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie dogadzajcie ciału idąc za jego pożądliwościami”, abyście waszym życiem przyoblekli się w Tego, w którego przyoblekliście się przez sakrament. „Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani Greka, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”.
Na tym polega moc sakramentu. Jest on bowiem sakramentem nowego życia, życia, które w tym czasie zaczyna się w chwili odpuszczenia wszystkich dotychczasowych grzechów, a osiąga swoją pełnię w powstaniu z martwych. „Przyjmując bowiem chrzest zanurzający nas w śmierć, zostaliśmy razem z Chrystusem pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus powstał z martwych”.
Kroczycie teraz drogą wiary, dopóki pozostajecie w tym śmiertelnym ciele i jesteście pielgrzymami daleko jeszcze od Pana, lecz Jezus Chrystus, do którego zdążacie i który raczył dla nas stać się człowiekiem, jest dla nas drogą niezawodną. Pan zachował wielką słodkość dla tych, którzy się Go boją. Wyleje ją w obfitości na tych, którzy w Nim pokładają nadzieję, gdy dostąpimy tej rzeczywistości, którą obecnie posiadamy przez nadzieję.
Dzisiaj jest ósmy dzień waszych narodzin w Bogu; dziś dopełnia się w was znamię wiary. Dla naszych ojców tym znamieniem było niegdyś obrzezanie, któremu ich poddawano w ósmym dniu po przyjściu na świat. Podobnie i nasz Pan, zmartwychwstając wyzbył się śmiertelnego ciała, wskrzeszając je już nieśmiertelnym, a dzień Pański naznaczył swoim zmartwychwstaniem. Był to trzeci dzień po Jego męce, ósmy zaś licząc od dnia szabatu, dlatego też jest nazwany pierwszym.
Toteż i wy otrzymaliście ten dar jeszcze nie w pełni, lecz posiadacie pewną nadzieję, ponieważ przyjęliście sakrament, który go przynosi, i otrzymaliście zadatek Ducha.
„Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co jest w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale”.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=142
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie 34, 1-3. 5-6)
Śpiewajmy Panu pieśń miłości
„Śpiewajcie Panu pieśń nową; chwała Jego niech zabrzmi w zgromadzeniu świętych”.
Oto wezwanie, aby zaśpiewać Panu pieśń nową. Nowy człowiek umie zaśpiewać pieśń nową. Śpiew to wyraz radości, a ściśle mówiąc – wyraz miłości. Kto potrafi miłować życie nowe, ten umie śpiewać pieśń nową, a czym jest życie nowe, daje nam poznać pieśń nowa. Do jednego bowiem królestwa odnosi się to wszystko: nowy człowiek, nowa pieśń i nowe przymierze. A więc nowy człowiek będzie śpiewał pieśń nową i będzie należał do przymierza nowego.
Nie ma człowieka, który by nie kochał, lecz wolno spytać, co kocha? Nie każe się nam porzucać miłości, ale wybrać przedmiot naszej miłości. Lecz cóż możemy wybrać, jeśli nie zostaliśmy wybrani? O tym, że nie miłujemy, jeżeli wpierw nie zostaliśmy umiłowani, mówi nam apostoł Jan: „My miłujemy, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował”. Spytaj, skąd bierze się w człowieku miłość do Boga, a nie znajdziesz innej odpowiedzi niż ta, że Bóg pierwszy go umiłował. Samego siebie dał nam Bóg do umiłowania, dał nam także to, przez co możemy Go miłować. Czym jest jednak to, przez co Go miłujemy, mówi nam jasno święty Paweł: „A Miłość Boża jest rozlana w naszych sercach”. A kto ją tam rozlał? Może my sami? O nie! A więc, skąd pochodzi? „Przez Ducha Świętego, który został nam dany”.
Mając więc tę ufność, miłujmy Boga Jego miłością. Posłuchajmy, co o tym jeszcze jaśniej mówi Jan Apostoł: „Bóg jest miłością, kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim”. Nie wystarcza powiedzieć: „Miłość jest z Boga”. Ale kto z nas ośmieliłby się powiedzieć to, co mówi Jan: „Bóg jest miłością”. Ten, kto tak mówił, wiedział, co miał w swoim sercu.
A więc Bóg daje się nam całkowicie. Woła do nas: „Miłujcie Mnie, a będziecie Mnie posiadali, bo nie możecie Mnie miłować, jeśli Mnie nie posiadacie”.
O bracia i synowie, dzieci Kościoła, święte potomstwo z wysoka; o wy, odrodzeni w Chrystusie i narodzeni z nieba, posłuchajcie mnie, a raczej Tego, który mówi przeze mnie: „Śpiewajcie Panu pieśń nową”. Oto śpiewam, mówisz. Owszem, śpiewasz i słyszę twój głos. Uważaj jednak, aby życie nie świadczyło przeciw słowom.
Śpiewajcie głosem, śpiewajcie sercami, śpiewajcie ustami, śpiewajcie swoim życiem: „Śpiewajcie Panu pieśń nową”. Pytacie, co macie śpiewać o Tym, którego miłujecie, bo na pewno chcesz śpiewać o Tym, którego kochasz. Szukasz, jaką pieśnią chwały Go uczcić. Słyszeliście: „Śpiewajcie Panu pieśń nową”. Szukacie pieśni pochwalnej? „Chwała Jego niech zabrzmi w zgromadzeniu świętych”. Sam śpiewak jest pochwałą swojego śpiewu.
Chcecie wyśpiewywać chwałę Boga? Sami bądźcie tym, co śpiewacie. A jesteście Jego pieśnią pochwalną, gdy wasze życie jest dobre.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=143
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie 96, 1. 4. 9)
Powszechne powołanie do świętości
„Jeśli kto chce iść za Mną, niech zaprze samego siebie, weźmie krzyż swój i Mnie naśladuje”. Twarde wydaje się i trudne to, co Pan nakazał: Jeśli kto chce iść za Nim, winien się zaprzeć samego siebie. Lecz nie jest trudne ani twarde, skoro nakazuje Ten, który wspomaga i sam sprawia to, co nakazuje.
Prawdziwe oto są słowa, którymi woła do Boga psalmista: „Według słów Twoich strzegłem drogi trudnej”, ale też prawdą jest to, co sam Pan powiada: „Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”. Co bowiem jest trudne w przykazaniu, miłość czyni łatwym.
Cóż oznacza: „Niech weźmie krzyż swój”? Niech przyjmie to, co uciążliwe: tak właśnie niech Mnie naśladuje. Kiedy bowiem zacznie iść za Mną, kierując się w postępowaniu moimi przykazaniami, wielu będzie się sprzeciwiało, wielu zakazywało, wielu odradzało, nawet spośród tych, którzy rzekomo idą za Chrystusem. Z Chrystusem szli ci, którzy zabraniali wołać niewidomym. Jeśli chcesz iść za Mną, groźby, pochlebstwa czy jakiekolwiek przeciwności przemieniaj w krzyż; cierp, dźwigaj, nie upadaj.
Do każdego więc na tym świecie świętym, dobrym, pojednanym, zbawionym, a raczej mającym dopiero być zbawionym, teraz zaś zbawionym w nadziei: „w nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni”, do każdego, to jest do całego idącego za Chrystusem Kościoła, powiedział Zbawiciel: „Kto chce iść za Mną, niech zaprze samego siebie”.
Nie znaczy to, iż wezwania tego powinny słuchać dziewice, poślubione zaś nie; bądź wdowy powinny, zamężne zaś nie; albo mnisi powinni, żyjący zaś na świecie nie; albo duchowni, a świeccy nie, ale cały Kościół, całe Ciało, wszystkie członki spełniające odmienne i właściwe sobie obowiązki winny podążać za Chrystusem.
Niech przeto cały Kościół idzie za Chrystusem, niech idzie Gołębica, niech idzie Oblubienica, odkupiona i uposażona krwią Oblubieńca. Ma tam swe miejsce nieskazitelność dziewicza, ma miejsce powściągliwość wdów, ma miejsce małżeńska czystość.
Niech więc poszczególne członki Kościoła idą za Chrystusem, każdy według swego stanu, miejsca i sposobu; niechaj zaprą samych siebie, to jest niechaj zbytnio nie polegają na sobie; niech wezmą krzyż swój, to jest, niech zniosą dla Chrystusa wszystko to, co im świat nałoży. Niechaj umiłują Tego, który jedynie nie zawodzi, który jedynie nie wprowadza w błąd, który jedynie nie błądzi; niechaj miłują Go, bo prawdą jest to, co obiecuje. Ale ponieważ nie daje natychmiast, stąd niekiedy wiara słabnie. Przetrzymaj, wytrzymaj, przetrwaj, zwłokę spokojnie przyjmij, a tak oto niesiesz swój krzyż.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=144
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie 171, 1-3. 5)
Radujcie się zawsze w Panu
Apostoł każe się nam radować w Panu, a nie ze świata. Albowiem „kto chciałby być przyjacielem świata – mówi Pismo – staje się nieprzyjacielem Boga”. Podobnie jak nikt nie może dwom panom służyć, tak też nikt nie może się radować Panem i światem.
Niech więc zwycięża radość w Panu, aż do zupełnego ustania radości ze świata. Niechaj stale rośnie radość w Panu, a maleje radość świata, aż do jej wygaśnięcia. Nie znaczy to, abyśmy będąc na świecie, nie mieli być radośni, ale abyśmy nawet będąc na świecie już w Panu się radowali.
Ale powie ktoś: jestem na świecie, a zatem jeśli się cieszę, cieszę się tam, gdzie jestem. Cóż więc? Skoro jesteś na świecie, to już nie jesteś w Panu? Posłuchaj Apostoła mówiącego Ateńczykom w Dziejach Apostolskich o Bogu i Panu naszym Stworzycielu: „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Gdzież takie miejsce, w którym by nie było Tego, który jest wszędzie? Czyż nie o tym właśnie przypomina nam Paweł, gdy mówi: „Pan jest blisko, o nic się już więcej nie troszczcie”?
Zaiste, wielka to rzecz: Ten, który wstąpił na niebiosa, jest równocześnie blisko tych, którzy są na ziemi. A któż jest bliskim zarówno i dalekim, jeśli nie Ten, który w swym miłosierdziu stał się nam bliskim?
Oto cały rodzaj ludzki jest leżącym przy drodze człowiekiem, na wpół umarłym, porzuconym przez zbójców, którego minął kapłan i lewita, którym się natomiast zaopiekował i którego poratował przechodzący tamtędy Samarytanin. Ponieważ więc Pan, nieśmiertelny i święty, dalekim był względem śmiertelnych i grzesznych, dlatego zstąpił ku nam, aby będąc dalekim, mógł się stać zarazem i bliskim.
„Nie postąpił z nami według naszych grzechów”. Synami bowiem jesteśmy. Jakże synami? Umarł bowiem za nas Jednorodzony, by nie pozostać jedynym. Nie chciał być sam Ten, który umarł sam. Jednorodzony Syn Boży synami Bożymi uczynił wielu. Krwią swoją nabył sobie braci: odrzucony, przygarnął; sprzedany, wykupił; zelżony, przywrócił cześć; zabity, darował życie.
A zatem, bracia, „radujcie się w Panu”, a nie ze świata, to jest, radujcie się z prawdy, a nie z przewrotności, z nadziei nieśmiertelności, a nie z przemijalnej chwały. Tak właśnie radujcie się, a gdziekolwiek i jakkolwiek długo na tym świecie będziecie, „Pan jest blisko, o nic się już więcej nie troszczcie”.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=145
Kazanie świętego Augustyna, biskupa (Kazanie 191, 2. 3. 4)
To, co podziwiacie w Maryi, niech się dopełni i w waszych duszach
„Prawda z ziemi wyrośnie”, mówi psalm. Ta zapowiedź spełniła się w Maryi, która przed i po narodzeniu Chrystusa pozostała Dziewicą. Albowiem musiała pozostać nienaruszona ta ziemia, to jest Maryja, z której powstała Prawda. Po zmartwychwstaniu Jezusa uczniowie widząc Go, myśleli, że mają do czynienia z duchem, a nie z kimś, który ma ciało. Lecz On im powiedział: „Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. A jednak w tym ciele namacalnym i pełnym siły wszedł On przez zamknięte drzwi do tego miejsca, w którym znajdowali się uczniowie. Czemuż więc Ten, który jako dorosły człowiek przeszedł przez zamknięte drzwi, nie mógłby jako malutkie dziecię wyjść z ciała bynajmniej go nie naruszając? Ale obu tych faktów nie chcą uznać ci, którym brak jest wiary. Jednakże wiara je przyjmuje – i to tym mocniej, im bardziej niewiara je odrzuca. Ta ostatnia bowiem zaprzecza Bóstwu Chrystusa.
Natomiast jeżeli wierzymym, że Bóg przyjął ludzkie ciało, to bez wahania przyjmujemy także i te rzeczywistości, o których mówimy, mianowicie, że istotnie Jezus jako dorosły człowiek przeniknął przez zamknięte drzwi, a jak oblubieniec wychodzi ze swej komnaty, tak i On wyszedł z ciała Matki bez naruszenia jej dziewictwa.
Jednorodzony Syn Boży zechciał z Dziewicy wziąć ludzką naturę i połączyć z sobą, Przeczystym, Kościół także przeczysty. Paweł Apostoł nazywa Kościół dziewiczym nie dlatego tylko, że są w nim dziewice, których ciało pozostało nietknięte, ale ponieważ pragnie, aby wszyscy chrześcijanie zachowali nieskazitelność duszy. Mówi bowiem: „Poślubiłem was przecież jednemu mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę”. Kościół wzoruje się na Matce swego Pana, a chociaż nie może być jak Ona dziewicą i matką co do ciała, jest przecież dziewicą i matką co do ducha.
Chrystus rodząc się w ciele nie naruszył dziewictwa swej Matki, On, który odkupił swój Kościół z nieczystej władzy diabła i uczynił go dziewiczym. I wy, święte dziewice, zrodzone z dziewiczego Kościoła, wy, które odrzuciłyście ziemskie gody, by pozostać nienaruszone i w ciele, uczcijcie z radością narodziny Pana z Dziewicy. Postępujcie tak, jak wam to mówi Paweł Apostoł: nie macie zabiegać o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi, ale macie się troszczyć o sprawy Pana, o to, by się przypodobać Panu. Ten, kto w sercu swoim uwierzy, aby dostąpić usprawiedliwienia, daje w sobie życie Chrystusowi, a gdy tą wiarę wyznaje ustami, aby być zbawionym – wydaje na świat Chrystusa. Niech takie więc owocowanie łączy się w waszej duszy z jej nieskazitelnym dziewictwem.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=146
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie 329, Na uroczystość męczenników)
Śmierć męczenników zapłacona śmiercią Chrystusa
Dzięki chwalebnym czynom świętych męczenników, którymi Kościół rozkwita na każdym miejscu, przekonujemy się naocznie o prawdziwości śpiewanych słów: „Cenna jest w oczach Pana śmierć Jego świętych”. Albowiem cenna jest zarówno w naszych oczach, jak i w obliczu Tego, dla którego została poniesiona.
Ale zapłatą wszystkich tamtych śmierci jest śmierć Chrystusa. Jakże wiele śmierci nabył swoją śmiercią Ten, który gdyby nie umarł, ziarno pszeniczne nie doznałoby pomnożenia. Słyszeliście Jego słowa wypowiedziane w obliczu zbliżającej się męki, to jest naszego odkupienia: „Jeżeli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi owoc obfity”.
Oto na krzyżu Chrystus dokonał wielkiej wymiany; tam otwarto skarbiec zawierający zapłatę za nas: kiedy włócznia prześladowcy otwarła Jego bok, spłynęło stamtąd wyrównanie za cały świat.
Tak nabyci zostali męczennicy i wyznawcy. Wiara męczenników została udowodniona: świadectwem jest krew. Oddali to, czym ich obdarowano, i w ten sposób wypełnili słowa świętego Jana: „On oddał za nas swoje życie. My także winniśmy oddać życie za braci”.
Mówi Pismo: „Gdy z możnym do stołu zasiądziesz, pilnie zważaj, co masz przed sobą, bo i ty masz tyle przygotować”. Jakże niezwykły to stół, przy którym sam gospodarz staje się pokarmem. Nikt siebie nie daje za pokarm; czyni tak jedynie Chrystus. Zrozumieli męczennicy, co spożywali i pili, skoro odpłacili tym samym.
Lecz jakże mogliby odpłacić, gdyby Ten, który dał pierwszy, nie udzielił im, z czego mogliby odpłacić? Dlatego cóż jeszcze zaleca nam psalm, w którym śpiewaliśmy: „Cenna jest w oczach Pana śmierć Jego świętych”?
Zastanowił się człowiek, jak wiele otrzymał od Boga. Zobaczył ogrom łaski Wszechmocnego, który go stworzył, który zagubionego odszukał, który odnalezionemu darował, który osłabionego w walce podtrzymał, chwiejącemu się nie ujął wsparcia, który zwycięzcę uwieńczył i sam dał siebie w nagrodę. Rozważył to wszystko człowiek i głośno zawołał: „Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył? Podniosę kielich zbawienia”.
Cóż to za kielich? Jest nim gorzki, ale zbawienny kielich męki: kielich, którego chory lękałby się dotknąć, gdyby wcześniej nie wychylił go lekarz. O tym właśnie kielichu słyszymy z ust Chrystusa: „Ojcze, jeśli możliwe, oddal ode Mnie ten kielich”.
O tym samym kielichu mówili męczennicy: „Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pana”. A czy nie obawiasz się, że zawiedziesz? Nie zawiodę, odpowiada. A czemuż to? Ponieważ „wezwę imienia Pana”. Jakże mogliby zwyciężać męczennicy, gdyby nie zwyciężał w nich Ten, który powiedział: „Radujcie się, bo zwyciężyłem świat”. Sam Władca niebios kierował ich myślą i słowem, przez nich zwyciężył na ziemi szatana, a w niebie dał im wieniec chwały. Błogosławieni, którzy w ten sposób wypili kielich. Minęły cierpienia, a nadszedł czas chwały.
Rozważcie to, ukochani; sercem i umysłem pojmujcie, co niewidoczne dla oczu, a pamiętajcie, że „cenna jest w oczach Pana śmierć Jego świętych”.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=147
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie 336, 1. 6)
Budowa i poświęcenie domu Bożego w nas
Poświęcenie domu modlitwy jest świętem naszej wspólnoty. Dom ten jest domem naszych modlitw – my sami, domem Boga. Jako dom Boży budowani jesteśmy na tym świecie, abyśmy u jego kresu zostali poświęceni. Budowli, a raczej budowaniu, towarzyszy trud, poświęceniu – radość.
To, co działo się przy wznoszeniu tego domu, powtarza się, kiedy gromadzą się wierzący w Chrystusa. Gdy bowiem przyjmują wiarę, to tak, jak gdyby z lasów drzewa, a z gór kamienie ściągano; a kiedy są katechizowani, chrzczeni, wychowywani, to jakby w rękach robotników i rzemieślników byli obciosywani, układani, wyrównywani.
Nie staną się jednak domem Boga, dopóki nie połączy ich miłość. Tutaj także nikt nie mógłby wejść, gdyby drzewo to i kamienie nie splatały się w określonym porządku, gdyby zgodnie się nie wiązały, gdyby nawzajem wiążąc, do pewnego stopnia się nie miłowały. Gdy zatem widzisz, że w jakiejś budowli kamienie i drzewa doskonale do siebie przylegają, wchodzisz bezpieczny i nie obawiasz się zawalenia.
Otóż Chrystus Pan, chcąc do nas przyjść i w nas zamieszkać, niejako dla zbudowania powiedział: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali. Przykazanie – rzecze – daję wam”. Niegdyś ociężali byliście, domu Mi nie budowaliście, sami stanowiliście ruinę. Otóż, abyście mogli podźwignąć się z prastarych ruin waszych, miłujcie się wzajemnie.
Zważcie, Drodzy moi, iż dom ten zgodnie z obietnicą, aż dotąd buduje się na całym okręgu ziemi. Kiedy po niewoli budowano świątynię, wtedy – jak to znajdujemy w psalmie – śpiewano: „Śpiewajcie Panu pieśń nową, śpiewaj Panu, ziemio cała”. To, co tam nazwano „pieśnią nową”, tutaj Pan mieni „przykazaniem nowym”. Cóż bowiem stanowi o nowości pieśni, jeśli nie miłość nowa? Ten przecież śpiewa, kto miłuje. Głos takiego śpiewaka jest żarem świętej miłości.
Tak więc to, co na sposób materialny – jak widzimy – w ścianach się dokonało, niechaj duchowo spełni się w duszach waszych, a co w kamieniach i drzewie podziwiamy jako doskonałe, niech za budującą łaską Boga dopełni się w ciele waszym.
Przede wszystkim zaś dzięki składajmy Panu Bogu naszemu, od którego najlepsza nagroda pochodzi i wszelki doskonały dar; całą żarliwością serca wychwalajmy Jego dobroć, ponieważ do zbudowania tego domu modlitwy umysły swych wiernych natchnął, pragnienie obudził, pomocy udzielił; opieszałych, by chcieli, nakłonił, chcących, by wykonali, podtrzymał. W ten sposób Bóg, który w swych wiernych „jest sprawcą działania i chcenia podług swej zbawczej woli”, sam wszystko to zaczął i sam dokończył.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=148
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie 337, 4-5)
Wznoście świątynię ducha przez wiarę, nadzieję i miłość
W niebie przebywa Jezus Chrystus, kamień węgielny świątyni duchowej, i ku Niemu ma się ona wznosić. Stawiając budynki kładziemy fundamenty u podstaw, bo ku ziemi ciążą ich mury, ale podstawy naszej świątyni są z wysoka i ku nim ciążymy mocą miłości. „Zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem”.
Dom Boży, zbudowany przez nas dla naszego pożytku, nie będzie trwał wiecznie i my też przeminiemy wraz z czasem, i śmierć nas zabierze z tej ziemi. Ale otrzymamy „mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie”. I przy zmartwychwstaniu otworzą się przed nami podwoje wieczności, i nasze ciała zostaną przemienione. Teraz jedynie oczyma wiary możemy ujrzeć Boga mieszkającego w nas, dopóki nie ujrzymy Go takim, jakim jest. A wznosimy Mu to mieszkanie przez dobre czyny. Wprawdzie pochłania je czas, lecz one wznoszą się ponad czasem i prowadzą nas ku życiu wiecznemu. Takim czynem jest także zbudowanie tej świątyni. Ona również przeminie wraz z czasem, a inna już nie będzie potrzebna w wiekuistych przybytkach, bo śmierć nie ma już tam dostępu.
Niech więc dobre czyny wypełniają czas dany wam na ziemi, a w wieczności otrzymacie nagrodę. Wiarą, nadzieją i miłością budujcie świątynię ducha, czyniąc dobro teraz, bo tam już go nie zbraknie. Niech jej podłożem będzie teraz w waszych sercach nauka apostołów i proroków, a wasza prostota niby gładką jej powierzchnią. Wasze modlitwy i święte mowy, jak wznoszące się mury, strzec będą w waszych duszach nauki zbawienia. Świadectwo Boże niech was oświeca jak płomień; dla słabych bądźcie podporą, a ubogich chrońcie jak pod dachem.
Wtedy Pan, wasz Bóg, za dobro uczynione w czasie odda wam dobra wieczności, i staniecie się na zawsze Jego własnością, Jemu poświęceni i w pełni doskonali.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=149
Kazanie św. Augustyna, biskupa (Kazanie o Wniebowstąpieniu Pańskim, Maj 98, 1-2)
Nikt nie wstąpił do nieba, tylko Ten, który przyszedł z nieba
W dniu dzisiejszym nasz Pan, Jezus Chrystus, wstąpił do nieba: podążajmy tam sercem razem z Nim. Posłuchajmy Apostoła, który mówi: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi”. Chrystus wstąpił do nieba, ale nie odszedł od nas. Tak i my, już tam jesteśmy razem z Nim, choć jeszcze nie spełniło się w naszym ciele to, co jest nam obiecane.
Chrystus już jest wyniesiony ponad niebiosa; cierpi jednak na ziemi, ilekroć my, Jego członki, doznajemy utrapień. On sam daje tego dowód, gdy woła z niebios: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?”, oraz: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść”.
Czemuż to i my tak nie wysilamy się tu na ziemi, aby dzięki wierze, nadziei i miłości, które łączą nas z Nim, z Nim też radować się pokojem niebios? On, który tam przebywa, jest również i z nami; a my, którzy tu jesteśmy, i tam razem z Nim jesteśmy. Chrystus jest w niebie w swoim Bóstwie, mocy i miłości; my nie możemy tam przebywać tak jak On, jednakże możemy tam być naszą miłością, ale w Nim.
Nasz Pan nie opuścił niebios, gdy stamtąd przyszedł do nas; nie opuścił też i nas, kiedy znowu wstąpił do niebios. O tym, że tam przebywał, gdy był z nami tu na ziemi, On sam stwierdza tymi słowami: „Nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba zstąpił – Syna Człowieczego, który jest w niebie”.
To zaś zostało powiedziane dla zaznaczenia jedności: On jest naszą Głową, a my Jego Ciałem. Tak więc nikt nie wstąpił do nieba, jak tylko On, bo i my Nim jesteśmy dzięki temu, że stał się Synem Człowieczym dla nas, a my synami Bożymi przez Niego.
Tak więc mówi Apostoł: „Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało; tak też jest i z Chrystusem”. Nie jest powiedziane: „Tak też jest z Chrystusem”, lecz: „Tak też jest i z Chrystusem”. Chrystus więc ma wiele członków, ale jedno Ciało.
Chrystus zstąpił z nieba przez miłosierdzie i wstąpił tylko On sam, a my w Nim przez łaskę. I tak tylko Chrystus zstąpił i tylko Chrystus wstąpił. Przez to nie utożsamiamy bynajmniej Chrystusa, jako Głowy, z Jego Ciałem, lecz stwierdzamy nierozdzielną jedność Ciała z Jego Głową.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=150
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana (Traktat 15, 10-12. 16-17)
Nadeszła Samarytanka, by zaczerpnąć wody
„I przyszła niewiasta”. Obraz Kościoła jeszcze nie usprawiedliwionego, ale który już wkrótce miał być usprawiedliwiony. Taką bowiem prawdę zawiera w sobie opowiadanie.
Przychodzi nieświadoma, znajduje Go, a On wdaje się z nią w rozmowę. Zobaczmy jak, zobaczmy, dlaczego „przyszła niewiasta z Samaru, aby zaczerpnąć wody”.
Samarytanie nie należeli do narodu izraelskiego, byli bowiem przybyszami. Fakt, że właśnie ta niewiasta przyszła z kraju cudzoziemskiego, ma znaczenie symboliczne, ona bowiem nosiła w sobie obraz Kościoła, który miał przybyć spośród pogan i być obcy Izraelitom.
Słuchajmy zatem w niej naszego własnego głosu i siebie samych w niej uznajmy. W niej też składajmy za siebie dzięki naszemu Bogu. Ona była figurą, a nie rzeczywistością, ponieważ rzeczywistość i uprzedziła figurę, i stała się prawdą. Uwierzyła bowiem w Tego, który uczynił z niej dla nas figurę. Przyszła więc, aby zaczerpnąć wody. Przybyła po prostu czerpać wodę, jak to zwykli byli czynić mężczyźni lub kobiety. „Jezus rzekł do niej: «Daj mi pić». Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem nie utrzymują stosunków z Samarytanami”.
Widzicie cudzoziemców: Żydzi nigdy nie używali naczyń, którymi oni się posługiwali. A ponieważ niewiasta miała ze sobą naczynie do czerpania wody, zdziwiła się, że Żyd prosi ją, aby mu dała się napić, bo to nie było w zwyczaju u Izraelitów. Ten zaś, który szukał napoju, pragnął wiary samej niewiasty.
Posłuchaj bowiem w końcu, kto prosi, aby mu dano pić: „Jezus odpowiedział jej na to: «O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej»”.
Prosi o napój i obiecuje napój. Jest w potrzebie jak ten, który ma przyjąć, a równocześnie jest obficie zaopatrzony, jak ten, co będzie innych nasycał. „O, gdybyś znała, powiada, dar Boży!” Darem Bożym jest Duch Święty. Na razie mówi On do niewiasty skrycie, zaraz jednak wejdzie do jej serca. Prawdopodobnie już ją poucza. Cóż jest bowiem słodszego i milszego od tej zachęty: „O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: «Daj mi się napić» – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej”.
Jakiejże On da wody, jeśli nie tej, o której powiedziano: „W Tobie jest źródło życia”? Jakże będą pragnąć ci, którzy „zostaną nasyceni obfitością Twego domu”?
Jezus obiecywał przeobfity pokarm i nasycenie Duchem Świętym, lecz ona jeszcze tego nie rozumiała. Nie rozumiejąc jednak, cóż odpowiedziała? „Rzekła do Niego niewiasta: «Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać»”. Do wysiłku zmuszała ją potrzeba, od wysiłku zwalniała ją słabość. Oby usłyszała: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. To bowiem mówił do niej Jezus, aby już więcej nie pracowała. Ona jednak tego jeszcze nie rozumiała.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=151
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana (Traktat 34, 8-9)
Chrystus jest drogą do światła, prawdy i życia
Pan powiedział krótko: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemnościach, lecz będzie miał światło życia”. W słowach tych kryje się równocześnie nakaz i obietnica. Wykonajmy to, co nam nakazał, żebyśmy nie pragnęli z bezwstydnym czołem tego, co obiecał, i żeby nam nie powiedział na swoim sądzie: „Czy zrobiłeś to, co nakazałem, by domagać się tego, co przyobiecałem?” Cóż takiego nakazałeś, Panie Boże nasz? Powie ci: „Abyś szedł za Mną”. Prosiłeś o radę dla życia. Jakiego życia, jeśli nie tego, o którym powiedziano: „W Tobie jest źródło życia”.
A więc róbmy, co trzeba, i idźmy za Panem. Rozerwijmy kajdany, które nam nie pozwalają kroczyć za Nim. Ale któż jest zdolny rozwiązać takie więzy, jeśli nam nie pomoże Ten, do którego powiedziano: „Ty rozerwałeś moje kajdany”, o którym inny psalm mówi: „Pan rozwiązuje spętanych, Pan podnosi upadłych”.
Za czymże idą ci, którzy są już wolni i podźwignięci, jeśli nie za Światłem, od którego słyszą słowa: „Ja jestem światłem świata; kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemnościach”, „ponieważ Pan oświeca ślepych”. Pozwólmy się tylko oświecić, bracia, mając wiarę jako lekarstwo na ból oczu. Najpierw bowiem była Jego ślina zmieszana z ziemią, czym pomazany został ślepy od urodzenia. Myśmy się również narodzili z Adama ślepi, i dlatego potrzebujemy, aby Chrystus nas oświecił. Zmieszał ślinę z ziemią: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Zmieszał ślinę z ziemią; dlatego oznajmiono: „Prawda wyszła z ziemi”. On zaś sam powiedział: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Prawdą będziemy się wiecznie nasycać, gdy zobaczymy Ją twarzą w twarz, ponieważ i to mamy obiecane. Któż bowiem odważyłby się spodziewać tego, czego Bóg nie byłby łaskaw obiecać lub dać?
Będziemy oglądać twarzą w twarz. Apostoł mówi: „Teraz poznaję po części, jakby w zwierciadle, niejasno, wtedy zaś poznam twarzą w twarz”. A Jan Apostoł pisze w swoim Liście: „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest”. Wielka to jest obietnica!
Jeżeli kochasz, idź! Kocham, mówisz, ale dokąd mam iść? Jeśli Pan, twój Bóg, powiedziałby do ciebie: „Ja jestem prawdą i życiem”, to tęskniąc za prawdą i pożądając życia szukałbyś z pewnością drogi, którą byś mógł tam dojść, i mówiłbyś sobie: „Wielką rzeczą jest prawda, wielką rzeczą jest życie, gdyby tylko był sposób, aby mogła do nich dotrzeć moja dusza”.
Szukasz drogi? Posłuchaj Chrystusa, który ci najpierw mówi: „Ja jestem drogą”. Zanim oznajmił ci dokąd, przedtem zapowiedział, którędy masz iść. „Ja jestem, rzekł, drogą”. Drogą dokąd? „I prawdą, i życiem”. Najpierw powiedział, którędy masz iść, a potem oznajmił dokąd. „Ja jestem drogą, Ja jestem prawdą, Ja jestem życiem”. Pozostając u Ojca jest Chrystus prawdą i życiem; oblekając się w ciało, stał się drogą.
Nie powiedziano ci: „Pracuj i szukaj drogi, abyś doszedł do prawdy i życia”. Nie to ci powiedziano. Wstań, leniwcze, droga sama do ciebie przyszła i śpiącego obudziła cię ze snu, oby cię rzeczywiście obudziła! Wstań i chodź!
Może usiłujesz naprawdę chodzić, ale nie możesz, bo cię bolą nogi? Skąd ten ból w nogach? Czy gnane chciwością biegły może po wyboistej drodze? Lecz Słowo Boże uzdrawiało przecież i kulawych! Oto, powiadasz, nogi mam zdrowe, ale samej drogi nie widzę. On oświecił także ślepych!
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=152
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana (Traktat 65, 1-3)
Przykazanie nowe
Pan oświadcza, że daje swoim uczniom nowe przykazanie wzajemnej miłości. „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali”.
Czyż to przykazanie nie istniało już w Prawie Bożym dawnego Przymierza? Przecież czytamy: „Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego”. Dlaczego więc Pan mówi o nowym przykazaniu, skoro przekonaliśmy się, że istniało ono już tak dawno? Czy może dlatego jest ono przykazaniem nowym, że Pan zwlókł z nas starego człowieka, a przyoblekł w nowego? Otóż miłość odnawia tego, który słucha Pana, albo raczej jest Mu posłuszny. Ale nie o każdą miłość tu chodzi, lecz tylko o tę, o której Pan dodał: „Jak Ja was umiłowałem”, aby ją odróżnić od miłości cielesnej.
Ta właśnie miłość Pana nas odnawia, abyśmy stali się ludźmi nowymi, spadkobiercami nowego Przymierza, śpiewającymi pieśń nową. Ta miłość odnowiła żyjących niegdyś sprawiedliwych, patriarchów i proroków, później świętych Apostołów, a teraz nowymi czyni również pogan. I na całej ziemi, z całej ludzkości tworzy i gromadzi nowy lud, ciało nowo zaślubionej Oblubienicy Jednorodzonego Syna Bożego. O niej powiada Pieśń nad Pieśniami: „Kim jest ta, która się wyłania cała w bieli?” Słusznie, że cała w bieli, gdyż jest odnowiona. A cóż ją odnowiło, jeśli nie przykazanie nowe?
Pełni tej miłości wszyscy wzajemnie się troszczą o siebie: Bo gdy jeden cierpi, cierpią z nim inni, a gdy ktoś jest wyróżniony, wszyscy z nim się radują. Wszyscy bowiem słuchają i przestrzegają tego, co Pan powiedział: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali”. Oni miłują nie jak ci, którzy grzeszą, ich miłość nie jest zwyczajną ludzką miłością. Lecz są bogami i wszyscy są synami Najwyższego i braćmi Jedynego Syna Bożego, a więc miłują się wzajemnie tą miłością, jaką umiłował ich Pan, aby doprowadzić ich tam, gdzie wszystkie pragnienia zostaną nasycone dobrami. Wtedy wszystkie pragnienia zostaną nasycone, gdyż Bóg będzie wszystkim we wszystkich.
Taką miłość daje nam Ten, który powiedział: „Jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie się wzajemnie”. On umiłował nas, abyśmy się wzajemnie miłowali. Miłując nas, dał nam moc, abyśmy związali się wzajemną miłością i abyśmy zjednoczeni słodką więzią miłości stali się ciałem tak wspaniałej Głowy.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=153
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana (Traktat 84, 1-2)
Pełnia miłości
Pełnię miłości, którą winniśmy się, bracia najdrożsi, wzajemnie kochać, określił sam Pan mówiąc: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Wniosek, jaki z tego wyciąga św. Jan Ewangelista w swoim Liście, jest następujący: „Jak Chrystus oddał za nas życie swoje, tak i my winniśmy oddać życie za braci”, miłując się wzajemnie tak, jak On nas umiłował i oddał za nas swoje życie.
A oto co na ten temat czytamy w Księdze Przysłów Salomona: „Gdy z możnym do stołu usiądziesz, pilnie uważaj, co położono przed tobą, a wyciągając swoją rękę wiedz, że i ty musisz to samo przygotować”. Cóż jest stołem możnego, jeśli nie ten stół, skąd bierzemy Ciało i Krew Chrystusa, który oddał za nas swoje życie? A co znaczy zasiadać przy tym stole, jeśli nie przystępować doń z pokorą? Co oznacza uważać pilnie na potrawy, które kładą przed tobą, jeśli nie to, żeby godnie myśleć o tak wielkiej łasce? I cóż wreszcie znaczy wyciągać rękę i wiedzieć, że masz przygotować takie same potrawy, jeśli nie to, o czym już mówiłem, a mianowicie że Chrystus oddał za nas swoje życie, a więc że i my winniśmy oddać nasze życie za braci? Mówi bowiem św. Piotr Apostoł: „Chrystus cierpiał za nas, zostawiając nam przykład, abyśmy wstępowali w Jego ślady”. To oznacza przygotować takie same potrawy. Uczynili tak męczennicy płonąc gorącą miłością. Jeśli nie czcimy na próżno ich pamięci, to przystępując do stołu Pańskiego i biorąc udział w uczcie, którą i oni się sycili, trzeba, żebyśmy za ich przykładem przygotowali również, co należy.
Dlatego nie wspominamy ich przy stole Pańskim tak jak tych, którzy spoczywają w pokoju. Za nich bowiem my się modlimy, podczas gdy tamci modlą się za nas, abyśmy szli w ich ślady. Oni wypełnili nakaz miłości, od której, według słów Pana, nie ma nic większego. Dali swoim braciom to, co sami wzięli ze stołu Pańskiego.
Nie należy jednak myśleć, że możemy stać się równi Chrystusowi wówczas, gdy dawane o Nim świadectwo doprowadzimy aż do przelania krwi. On bowiem miał moc oddać swoje życie i miał moc odzyskać je z powrotem. My zaś ani nie żyjemy tyle, ile byśmy chcieli, a umieramy, choćbyśmy jeszcze nie chcieli. On umierając zniszczył w sobie śmierć, my zaś przez Jego śmierć uwalniamy się od naszej śmierci. Jego ciało nie uległo zepsuciu, nasze zaś doznawszy rozkładu, przy końcu świata oblecze się w nieśmiertelność dzięki Niemu. On nie potrzebował naszej pomocy, żeby nas zbawić; my zaś bez Niego nic uczynić nie możemy. On stał się szczepem winnym dla nas latorośli, bo my poza Nim nie możemy mieć życia.
W końcu jeśli nawet bracia umierają za braci, to ich krew męczeńska nie może być w żaden sposób wylana na odpuszczenie grzechów tych braci, tak jak Chrystus uczynił to za nas. A użyczył nam tej łaski nie po to, żebyśmy Go naśladowali, lecz byśmy się nią radowali. Męczennicy zaś, którzy wylali swoją krew za braci, ofiarowali im to samo, co wzięli ze stołu Pańskiego. Miłujmy się więc wzajemnie, tak jak i Chrystus nas umiłował i wydał samego siebie za nas.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=154
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana (Traktat 124, 5)
Kościół jest utwierdzony na Skale, którą wyznał Piotr
Oprócz innych pociech, których Bóg nie przestaje udzielać rodzajowi ludzkiemu, gdy nadeszła pełnia czasów, przewidziana w Jego odwiecznych postanowieniach, zesłał swojego Jednorodzonego Syna, przez którego wszystko stworzył, aby pozostając Bogiem, stał się człowiekiem i był „pośrednikiem” Boga i ludzi, człowiek, Chrystus Jezus.
Wszyscy, którzy w Niego wierzą, przez obmycie chrzcielne otrzymują odpuszczenie wszystkich grzechów i zostają uwolnieni od wiecznego potępienia. Mają oni żyć w wierze, nadziei i miłości, pielgrzymując przez życie doczesne wśród wyczerpujących i niebezpiecznych pokus. Podtrzymywani przez cielesne i duchowe pomoce ze strony Boga, mają dojść przed Jego oblicze trzymając się drogi, którą dla nich stał się Chrystus.
A ponieważ idąc nawet z Chrystusem, nie są wolni od grzechów, które się wkradają z powodu ludzkiej słabości, dał im zbawienne lekarstwo w postaci jałmużny, aby ona wspierała ich modlitwę, gdy nauczył ich mówić: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Tak postępuje Kościół ożywiony świętą nadzieją w tym trudnym życiu; cały Kościół uosabiał Piotr Apostoł ze względu na prymat wśród Apostołów.
Co się tyczy jego samego, to z natury Piotr był zwykłym człowiekiem, z łaski jednym spośród chrześcijan, dzięki obfitszej łasce Bożej był jednym z Apostołów i to pierwszym Apostołem; kiedy jednak powiedziano do niego: „Tobie dam klucze królestwa niebieskiego i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie”, oznaczało cały Kościół, którym wstrząsają na tym świecie różne pokusy, jakby nawałnice, powodzie i burze, ale on nie upada, ponieważ jest zbudowany na Skale, od której Piotr otrzymał imię.
Ponieważ Piotr powiedział: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego”, dlatego Pan mówi: „Na tej skale zbuduję mój Kościół”. Na tej więc Skale, rzekł, którą wyznałeś, zbuduję mój Kościół. „Skałą bowiem był Chrystus”; na tym fundamencie został zbudowany również Piotr. „Nikt mianowicie nie może położyć innego fundamentu oprócz tego, który jest już położony, a jest nim Chrystus Jezus”.
Kościół, który jest zbudowany na Chrystusie, otrzymał od Niego, w osobie Piotra, klucze królestwa niebieskiego, to znaczy władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów. Ten Kościół, kochając i naśladując Chrystusa, wyzwala się od złego. Doskonalej go naśladuje w tych, którzy walczą w obronie prawdy aż do śmierci.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=155
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Ewangelii św. Jana (Traktat 124, 5. 7)
Dwie drogi
Kościół zna dwojakie życie głoszone mu i polecane przez Pana. Jedno jest w wierze, drugie w widzeniu; jedno jest pielgrzymowaniem, drugie wiekuistym trwaniem; pierwsze w trudzie, drugie w spoczynku; pierwsze w drodze, drugie w ojczyźnie; pierwsze polega na działaniu, drugie zaś jest nagrodą i kontemplacją.
Obrazem tego pierwszego rodzaju życia jest apostoł Piotr, drugiego zaś Jan. To pierwsze życie istnieje aż do kresu tego świata i tam znajdzie swój koniec; drugie natomiast zostanie dopełnione wtedy, gdy przeminie świat, ale ono samo nie ustanie w przyszłym wieku. Dlatego pierwszemu powiedziane jest w osobie Piotra: „Pójdź za mną”, a drugiemu w osobie Jana: „Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną”.
Ty pójdź za mną, dźwigając za moim przykładem zło tego świata; on niech tak pozostaje, aż przyjdę i dam mu w posiadanie wiekuiste dobra. Można to powiedzieć jeszcze jaśniej: niech doskonały czyn idzie za mną, ukształtowany przykładem mojej męki, niech trwa rozpoczęta kontemplacja, dopóki nie przyjdę, aby ją udoskonalić.
Naśladować Chrystusa idąc za nim aż do śmierci, to pełnia cierpliwości; trwać aż przyjdzie Chrystus, to pełnia wiedzy, która pozwoli go poznać.
Zło tego świata znosimy na ziemi umierających, tam zaś ujrzymy dobra Pana w krainie żyjących.
Słów: „Chcę, aby pozostał, aż przyjdę”, nie należy rozumieć, jak gdyby chodziło o zwykłe pozostanie i przetrwanie, lecz chodzi o wyczekiwanie, ponieważ życie, którego Jan jest obrazem, spełni się nie teraz, lecz dopiero gdy przyjdzie Chrystus. Natomiast życie wyobrażone w Piotrze, do którego Pan powiedział: „Ty pójdź za mną”, musi się urzeczywistnić w tym świecie, jeżeli chce dojść do tego, czego wyczekuje.
Wszakże niech nikt nie rozdziela owych dwóch sławnych Apostołów, obaj bowiem żyli tym życiem, którego obrazem był Piotr, obaj także mieli wejść w to życie, które wyobrażał Jan. Piotr wyobrażał naśladowanie Chrystusa, Jan – trwanie w Nim. Obaj z wiarą znosili trudy życia doczesnego, obaj też wyczekiwali przyszłych dóbr wiekuistej szczęśliwości.
I nie tylko oni, bo czyni to cały Kościół święty, Oblubienica Chrystusowa oczekująca wyzwolenia z czasu próby i wprowadzenia do przyszłej szczęśliwości. Przedstawicielami każdego z tych sposobów życia byli Piotr i Jan. Jednakże obaj na równi pielgrzymowali w wierze tu, na ziemi; obaj też będą się cieszyć Bogiem widząc Go na wieki.
Piotr, pierwszy z Apostołów, otrzymał klucze królestwa niebios dla związywania i rozwiązywania grzechów, ze względu na świętych należących niepodzielnie do Ciała Chrystusowego, aby nimi pokierować na wzburzonych falach tego świata. Ze względu na wszystkich świętych Jan Ewangelista spoczywał na piersi Chrystusa, aby poznali głęboki pokój życia ukrytego.
Bo nie tylko Piotr, ale cały Kościół odpuszcza lub zatrzymuje grzechy. I nie tylko Jan czerpał z serca Pana, głosił i szerzył te wzniosłe prawdy o Słowie, które było na początku i było w Bogu, i było Bogiem; o Bóstwie Chrystusa i o Bogu jedynym; prawdy, które teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno, a które zobaczymy twarzą w twarz, gdy przyjdzie Pan. Bo sam Pan sprawił, że Jego Ewangelia ogarnęła cały świat, tak jak rozlewają się wody, a każdy może czerpać i poić się nią, ile tylko zdoła.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=156
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Psalmów (Ps 61, 2-3)
W Chrystusie byliśmy kuszeni i w Nim zwyciężyliśmy diabła
„Wysłuchaj, Boże, mojego wołania, wejrzyj na modlitwę moją”. Kto to mówi? Jakby jeden. Zobacz jednak czy jeden: „Od krańców ziemi wołałem do Ciebie, gdy było zatrwożone moje serce”. A więc już nie jeden. Dlatego wszakże jeden, że jeden jest Chrystus, którego wszyscy jesteśmy członkami. Jakiż to bowiem „jeden” człowiek woła od krańców ziemi? Woła od tych krańców nie kto inny, lecz owo dziedzictwo, o którym powiedziano samemu Synowi: „Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w twe dziedzictwo i w posiadanie twoje krańce ziemi”.
A zatem ta posiadłość Chrystusowa, to dziedzictwo Chrystusowe, to ciało Chrystusa, ten jeden Kościół Chrystusowy, ta jedność, którą my jesteśmy, woła od krańców ziemi. O co zaś woła? O to, o czym powiedziałem wyżej: „Wysłuchaj, Boże, mojego wołania, wejrzyj na modlitwę moją; od krańców ziemi wołałem do Ciebie”. O to wołałem „od krańców ziemi”, to znaczy zewsząd.
Ale dlaczego o to wołałem? Bo „zatrwożone było moje serce”. Oznacza to, że ciało Chrystusa, które tworzą na ziemi wszyscy ludzie, nie doznaje chwały, lecz poddane jest wielkiej pokusie.
Życie bowiem nasze w tym pielgrzymowaniu nie może trwać bez pokusy, ponieważ właśnie postęp duchowy dokonuje się przez pokusy. Ten, kto nie jest kuszony, nie może siebie poznać. Nikt też nie potrafi osiągnąć wieńca chwały bez uprzedniego zwycięstwa. Zwycięstwo zaś odnosi się poprzez walkę, a walczyć można jedynie wówczas, gdy się stanie w obliczu pokus i nieprzyjaciela.
Wołający z krańców ziemi jest wprawdzie strwożony, ale nie pozostawiony samemu sobie. Chrystus bowiem nas, którzy tworzymy Jego ciało na ziemi, zechciał przemienić na podobieństwo tego ciała, w którym umarł, zmartwychwstał i wstąpił do nieba, aby tam, dokąd podążyła Głowa, miały nadzieję dostać się i członki.
Chrystus przemienił nas w siebie wówczas, gdy pozwolił się kusić szatanowi. Czytaliśmy przed chwilą w Ewangelii, że Jezus Chrystus był kuszony na pustkowiu. Tak, Chrystus był kuszony przez diabła! W Chrystusie bowiem ty byłeś kuszony, ponieważ On wziął od ciebie ciało, a tobie dał od siebie swoje zbawienie; z ciebie wziął dla siebie śmierć, a tobie dał z siebie życie; od ciebie przejął na siebie zniewagi, a tobie dał zaszczyty; a więc od ciebie wziął pokusę, a tobie dał swoje zwycięstwo.
Jeśli w Nim jesteśmy kuszeni, to i w Nim przezwyciężamy diabła. Widzisz, że Chrystus był kuszony, a nie dostrzegasz, że odniósł zwycięstwo? Uznaj, że to ty jesteś w Nim kuszony i że w Nim odnosisz zwycięstwa. Chrystus mógł trzymać diabła z dala od siebie. Jeżeliby jednak nie był kuszony, nie nauczyłby cię sztuki zwyciężania w pokusie.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=157
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Psalmów (Ps 61, 4)
Cierpienia Chrystusa nie tylko w Chrystusie
Jezus Chrystus jest jednym człowiekiem ze swoją głową i ciałem; Zbawca ciała i członki ciała, to dwoje w jednym ciele i w jednym słowie, i w jednej męce; a kiedy minie nieprawość, w jednym spoczynku. Zatem cierpienia Chrystusa są nie tylko w Chrystusie; a jednak cierpienia Chrystusa są tylko w Chrystusie.
Jeżeli bowiem jako Chrystusa rozumiesz głowę i ciało, cierpienia Chrystusa są tylko w Chrystusie; jeżeli zaś jako Chrystusa rozumiesz tylko głowę, cierpienia Chrystusa są nie tylko w Chrystusie. Jeżeli bowiem cierpienia Chrystusa są w samym Chrystusie, owszem, w samej głowie, dlaczego mówi pewien Jego członek, Paweł Apostoł: „Abym dopełnił, czego niedostaje cierpieniom Chrystusa w moim ciele”?
Jeżeli więc należysz do członków Chrystusa, człowieku, który to słyszysz, i ty, który tego teraz nie słyszysz (ale jednak słyszysz, jeżeli należysz do członków Chrystusa), cokolwiek będziesz cierpiał od tych, którzy nie należą do członków Chrystusa, tego właśnie brakowało cierpieniom Chrystusa.
Dlatego jest dodane, że brakowało; dopełniasz miary, a nie przelewasz; tyle będziesz cierpieć, ile z twoich cierpień powinno być dodane całej męce Chrystusa, który cierpiał w naszej głowie i cierpi w swoich członkach, to znaczy w nas samych.
Do tego jakby wspólnego naszego państwa w miarę naszych możliwości dodajemy to, co powinniśmy, i w miarę naszych sił wnosimy jakby daninę cierpień. Ostateczne i kompletne rozliczenie wszystkich cierpień nastąpi dopiero po skończeniu świata.
Nie chciejcie więc, bracia, sądzić, że wszyscy sprawiedliwi, którzy znosili cierpienia z rąk bezbożnych, także ci, którzy zostali posłani, aby głosić przyjście Pana przed Jego przybyciem, nie należeli do członków Chrystusa. Nie może tak być, żeby nie należał do członków Chrystusa ten, kto należy do państwa, które za króla ma Chrystusa.
Całe więc to państwo mówi: od krwi Abla sprawiedliwego aż do krwi Zachariasza. A dalej, od krwi Jana przez krew Apostołów, przez krew męczenników, przez krew wyznawców Chrystusa jedno państwo mówi.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=158
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Psalmów (Ps 86 [85], 1)
Chrystus modli się za nas i w nas, my zaś modlimy się do Niego
Bóg nie mógł udzielić ludziom większego daru niż ten, że Słowo swoje, przez które wszystko stworzył, uczynił dla nich Głową, a ich samych przybrał za członki dla Jego ciała. W ten sposób Chrystus stał się Synem Bożym i Synem Człowieczym; jeden Bóg wraz z Ojcem i jeden człowiek razem z ludźmi. Kiedy więc mówimy do Boga, zanosząc doń nasze modły, nie oddzielajmy od Niego Syna, a kiedy modli się ciało Syna, niech nie odłącza się od swej Głowy, aby był jeden Zbawiciel swojego ciała Jezus Chrystus, Syn Boży, który modli się za nas i w nas, a my modlimy się do Niego.
Modli się za nas jako nasz Kapłan. Modli się w nas jako nasza Głowa. A wreszcie jako nasz Bóg jest Tym, do którego my zanosimy swoje modlitwy.
Rozpoznajmy więc w Nim nasz głos, a Jego głos w nas. Jeżeli zaś mówi się coś o Panu Jezusie Chrystusie, szczególnie w proroctwach, co można by uważać za poniżenie niegodne Boga, nie wahajmy się Mu tego przypisać, skoro On sam nie zawahał się złączyć z nami. Przecież to Jemu służy całe stworzenie, gdyż wszystko zostało przezeń uczynione.
My zaś podziwiamy Jego godność i Boskość, gdy słyszymy, że „na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”. Wpatrując się w tę Boskość Syna Bożego przewyższającą nieskończenie wszystko, co jest wielkiego w stworzeniu, słyszymy Go również w niektórych częściach Pisma św., jak wzdycha, modli się i dziękuje.
I wzdrygamy się Jemu przypisać te słowa, jakie tam wypowiada, ponieważ nasza myśl niechętnie schodzi od niedawnej kontemplacji Bóstwa Chrystusa do rozważania Jego uniżenia. Sądzimy, iż byłoby to dla Niego pewną zniewagą, gdybyśmy uznali, że słowa te wypowiedział człowiek, do którego przed chwilą kierowaliśmy nasze modlitwy jako do Boga. Trwając często w rozterce chcielibyśmy zmienić znaczenie tych słów. Ale w Piśmie św. nie znajdujemy nic innego ponad to, co Jego dotyczy, i od tego nie wolno nam odchodzić.
Ocknijmy się więc i wzmóżmy nasze czuwanie w wierze, abyśmy mogli zobaczyć, że Ten, którego przed chwilą kontemplowaliśmy jako Boga, przyjął postać sługi. Stawszy się podobnym do ludzi i uznanym za człowieka uniżył się, będąc posłusznym aż do śmierci. Wisząc zaś na krzyżu, przyjął jako swoje słowa psalmu, gdy wołał: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”
Gdy modlimy się do Chrystusa, zwracamy się do Niego jako do Boga. Gdy On sam się modli, czyni to jako sługa. Tam występuje jako Stwórca, tu jako stworzenie. Przyjąwszy jednak postać zmiennego stworzenia, sam pozostał niezmieniony, a nas uczynił ze sobą jednym człowiekiem, w którym On jest Głową, a my ciałem. Modlimy się zatem do Niego, przez Niego i w Nim. Mówimy z Nim, a On mówi z nami.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=159
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Psalmów (Ps 141, 4-6)
Cierpienie całego ciała Chrystusa
„Panie, wołałem do Ciebie, wysłuchaj mnie”. To możemy wszyscy mówić. Tego nie mówię ja, mówi cały Chrystus. Ściśle biorąc wypowiedział to Chrystus jako osoba fizyczna, albowiem gdy przebywał na ziemi, modlił się nosząc ciało i błagał Ojca jako człowiek, a kiedy się modlił, z całego Jego ciała spływały krople krwi. Tak bowiem napisane jest w Ewangelii: „Jezus modlił się usilnie i pocił się krwią”. Czymże zaś jest wypływanie krwi z całego ciała, jeśli nie cierpieniem męczenników całego Kościoła?
„Panie, wołałem do Ciebie, wysłuchaj mnie! Usłysz mój głos, gdy będę wołał ku Tobie”. Sądzisz, że trud wołania już skończony, skoro mówiłeś: „Wołałem do Ciebie”? Wołałeś, ale nie uważaj się za bezpiecznego. Jeśli skończyło się udręczenie, skończyło się i wołanie; jeśli zaś ucisk Kościoła i ciała Chrystusowego trwa aż do końca wieków, należy nie tylko mówić: „Wołałem do Ciebie, wysłuchaj mnie”, lecz także: „Usłysz mój głos, gdy będę wołał ku Tobie”.
„Niech modlitwa moja unosi się jak kadzidło przed obliczem Twoim, a podnoszenie rąk moich jak ofiara wieczorna”. Każdy chrześcijanin uzna, że powyższe słowa należy odnieść do samej Głowy. Kiedy bowiem dzień nachylał się już ku wieczorowi, Pan złożył na krzyżu swoją duszę, którą miał wkrótce odzyskać. Nie uczynił więc tego wbrew swojej woli. Ale tam i my byliśmy jakoś wyobrażeni. Cóż bowiem zawisło na drzewie, jak nie to, co przyjął od nas? A w jakiż sposób mogłoby się to stać, żeby Ojciec odtrącił i opuścił kiedykolwiek jedynego Syna, który oczywiście jest z Nim jednym Bogiem? A jednak przybijając naszą słabość do krzyża, gdzie „stary nasz człowiek – jak mówi Apostoł – został z Nim współukrzyżowany”, wołał głosem tego właśnie naszego człowieka: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił”.
Ofiarą wieczorną jest więc męka Chrystusa, krzyż Pana, zbawcza żertwa, całopalenie miłe Bogu. Ta wieczorna ofiara przemienia się w zmartwychwstaniu w poranny dar. Tak więc modlitwa skierowana z wiernego serca wprost do Boga, unosi się jak dym ze świętego ołtarza. Nie ma nic przyjemniejszego nad woń Pańską: taką zaś woń wydają wszyscy, którzy wierzą.
A zatem „stary nasz człowiek – są to słowa Apostoła – został razem z Nim (z Chrystusem) ukrzyżowany, aby zniszczone zostało – powiada – ciało grzechu i żebyśmy już dalej nie służyli grzechowi”.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=160
Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Psalmów (Ps 148, 1-2)
Paschalne Alleluja
Rozmyślanie nad naszym ziemskim życiem ma być pochwałą Boga, ponieważ i radość wieczna naszego przyszłego życia będzie polegać na chwaleniu Boga. Otóż nie będzie przygotowany do tego życia przyszłego ten, kto się do niego nie przysposobi już teraz. A więc obecnie Boga wielbimy, ale też zanosimy do Niego nasze błagania. Uwielbienie zawiera radość, a modlitwa jęk. Jeszcze nie posiadamy tego, co nam zostało obiecane, lecz Ten, który dał nam te obietnice, jest wiarygodny: dlatego radujemy się pełni nadziei; ale jeszcze tego nie mamy, więc smucimy się pragnąc. I dobrze jest dla nas pragnąć, aż przyjdzie to, co zostało obiecane, wtedy przeminie jęk, nastąpi tylko uwielbienie.
Z powodu tych dwóch okresów: jednego, który trwa obecnie, wśród pokus i doświadczeń tego życia, i drugiego, który kiedyś nastąpi, czasu radości i bezpieczeństwa, postanowiono obchodzić dwa okresy: poprzedzający Wielkanoc i następujący po niej. Ten pierwszy okres, przed Wielkanocą, jest obrazem utrapień, w których tkwimy, a okres wielkanocny, który właśnie przeżywamy, wyobraża przyszłą, oczekującą nas szczęśliwość. W czasie przed Wielkanocą obchodzimy to, co teraz jest naszym losem; to natomiast, co obchodzimy w czasie po Wielkanocy, oznacza to, czego jeszcze nie posiadamy. Dlatego ten pierwszy okres spędzamy na postach i umartwieniach, w tym zaś drugim kończymy posty, a wielbimy Boga. To bowiem znaczy śpiewane przez nas: Alleluja.
Te dwa okresy zostały nam ukazane w Chrystusie, naszej Głowie. Męka Pana, to życie obecne razem z nieuniknionym w nim wysiłkiem, cierpieniem, a na koniec i umieraniem. Ale zmartwychwstanie i wstąpienie przez Pana do chwały jest zapowiedzią życia, które będzie nam dane.
A więc wzywamy was, bracia: uwielbiajcie Boga! Do tego właśnie zachęcamy się wzajemnie, gdy śpiewamy: Alleluja. Chwalmy Boga, mówisz twojemu bratu, a on to samo mówi do ciebie. Ta wzajemna zachęta już sama przez się przynosi to, do czego zachęca. Ale chwalcie Boga z całego serca, niech wielbią Boga nie tylko wasz język i głos, ale także wasze sumienie, wasze życie i wasze czyny.
Oto wielbimy Boga teraz, zebrani w świątyni, ale potem, gdy każdy wraca do siebie, to jakby zaprzestał Go wielbić. Otóż niech nie zaprzestaje żyć dobrze, i niech zawsze chwali Boga. Bo zaprzestajesz Go wielbić wtedy, gdy się oddalasz od prawości i tego, co się Bogu podoba. I przeciwnie, jeśli czynisz to, co sprawiedliwe, to nawet wtedy, gdy język twój milczy, życiem swoim głośno wołasz, Bóg zaś skłania się ku twojemu sercu. Jak bowiem uszy nasze są nastawione na nasze głosy, tak uszy Boga na nasze myśli.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=161
Kazanie św. Augustyna, biskupa (3 mowa gwalferbitańska)
Także i my mamy się chlubić w krzyżu Pańskim
Męka Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa jest zadatkiem chwały i szkołą cierpliwości.
Jakiejże bowiem łaski od Boga nie będą sobie obiecywać serca wierzących, skoro nie wystarczyło, aby Jednorodzony Syn Boży, współwieczny z Ojcem, narodził się dla nich jako człowiek z człowieka, lecz trzeba było, żeby jeszcze poniósł śmierć z rąk ludzi, których stworzył.
Wielkie jest to, co nam Pan obiecał w przyszłości. Lecz o wiele większe to, co już dla nas uczynił. Gdzież byli albo czym byli ludzie, gdy Chrystus umarł za bezbożnych? Któż może wątpić, iż potrafi On dać życie świętym, skoro dał im także swoją śmierć? Dlaczego słabość ludzka zwleka z uwierzeniem, że kiedyś w przyszłości ludzie będą żyć razem z Bogiem?
To, co było o wiele bardziej nieprawdopodobne, już się dokonało, a mianowicie że Bóg umarł dla człowieka. Kimże bowiem jest Chrystus, jeśli nie Tym, co „na początku było Słowem, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo”? To właśnie Słowo Boże „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Jeśliby bowiem nie przyjęło od nas śmiertelnego ciała, samo w sobie nie miałoby niczego, co by mogło za nas umrzeć. W ten sposób Nieśmiertelny mógł ponieść śmierć i tak zechciał dać życie śmiertelnym: Uczynił później uczestnikami siebie tych, których sam najprzód stał się uczestnikiem. Nie od siebie bowiem mamy to, że możemy żyć, ani On od siebie to, że mógł umrzeć.
Dziwnej zaiste dokonał z nami zamiany tego wzajemnego uczestnictwa: Naszym było to, przez co umarł, a Jego to, dzięki czemu żyć będziemy.
Dlatego nie tylko nie powinniśmy się rumienić z powodu śmierci Pana, Boga naszego, ale mamy prawo chlubić się nią w najwyższym stopniu i pokładać w niej wszelką nadzieję. Albowiem On przyjmując od nas śmierć, którą w nas zastał, przyrzekł nam najwierniej dać życie, którego sami z siebie mieć nie możemy.
Tak nas bowiem umiłował, że to, na co zasłużyliśmy naszymi grzechami, sam wycierpiał, chociaż był wolny od grzechu. Jakżeby więc odmówił nam tego, co wynika ze sprawiedliwości, On, który usprawiedliwia? W jakiż sposób mógłby nam nie dać przyobiecanej nagrody świętych Ten, który bez żadnej nieprawości ze swej strony wycierpiał karę przeznaczoną dla grzeszników?
Wyznawajmy więc bez bojaźni, bracia, owszem głośmy Chrystusa za nas ukrzyżowanego. Głośmy Go nie trwożąc się, ale radując, nie wstydząc się, lecz chlubiąc się z Niego.
Ten właśnie tytuł chwały dostrzegł św. Paweł Apostoł i wszystkim go zalecał. Znając wiele boskich i wspaniałych rzeczy, które głosił o Chrystusie, nie powiedział, iż chlubi się z tych zdumiewających cudów, jakie w Nim widzi, że On będąc Bogiem równym Ojcu stworzył świat, a będąc człowiekiem, jak my, rozkazywał temu światu. Oświadczył natomiast: „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa”.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=162
Z dzieła św. Augustyna, biskupa, Państwo Boże (księga V, rozdz. 24)
Szczęśliwi władcy troszczący się o sprawiedliwość
Nie zamierzamy wykazywać, że szczęście władców chrześcijańskich sprowadza się jedynie do długich lat ich panowania czy też że mogli przekazać tron swoim synom, a sami w pokoju zejść z tego świata. Nie mówimy, że są szczęśliwi, bo mogli odeprzeć wrogów królestwa lub poskromić próby buntu niespokojnych poddanych. Te sprzyjające im okoliczności, stanowiące osłodę pełnego zmagań życia na ziemi, były udziałem i władców niechrześcijańskich, nie należących do Państwa Bożego, ale adorujących fałszywych bogów. Bóg tak dozwolił w swoim miłosierdziu, bo nie chciał, by wierzący w Niego widzieli w podobnych osiągnięciach najwyższe dobro dla człowieka.
My natomiast uważamy, że szczęśliwi są władcy rządzący sprawiedliwie, którzy się nie pysznią i nie dają posłuchu pochlebcom i służalcom, i pamiętają o tym, że są tylko słabymi ludźmi. Służą oni wszechwładnemu Bogu, miłują Go, czczą i szanują, i ku Niemu skłaniają serca swych poddanych, bo ważniejsze jest dla nich owo królestwo, którego posiadania nikt nie będzie mógł im odebrać. Wolą oni raczej przebaczać niż karać, a winnych ścigają nie dla zemsty, lecz gdy tego wymaga dobro państwa, które im zostało powierzone; jeżeli ułaskawiają przestępcę, czynią to w nadziei, że się poprawi, a nie z pobłażliwości dla występku, konieczną zaś surowość w stosowaniu prawa łagodzą wyrozumieniem i dobroczynnością. Tym więcej powściągają oni swoje zachcianki, im bardziej są niezależni i wolą raczej panować nad swoimi pożądaniami niż władać licznymi ludami.
Tak postępują władcy, którymi kieruje umiłowanie wiecznej szczęśliwości, a nie próżna chwała; a ich ofiarą złożoną za grzech jest pokorne poddanie się Bogu, miłosierdzie i modlitwa. Takich władców chrześcijańskich my nazywamy szczęśliwymi: szczęście ich czeka i podążają ku niemu pełni nadziei, aż stanie się ono rzeczywistością w dniu, gdy się spełni to, czego oczekujemy.