13 września – św. Jana Chryzostoma
13 września – wspomnienie św. Jana Chryzostoma, biskupa i doktora Kościoła, patrona kaznodziejów
Św. Jan zwany Chryzostomem (Złotoustym), z powodu swoich zdolności krasomówczych, przyszedł na świat w Antiochii około roku 354. Rodzice jego byli chrześcijanami. Ojciec wcześnie go odumarł. Matka odznaczała się wielką cnotliwością.
Św. Jan studiował retorykę u Libaniusza, poganina, słynnego w tym okresie mówcy. Od roku 374 pędził żywot pustelnika w górach w pobliżu Antiochii. W roku 386 jednak ze względu na słaby stan zdrowia musiał wrócić do rodzinnego miasta, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie. W roku 398 wyniesiono go do godności biskupa Konstantynopola. Ten wybitny, mądry człowiek był prawdziwą ozdobą Kościoła. Wyróżniał się zdecydowanie spośród otoczenia, toteż miał wielu niechętnych sobie ludzi, także wśród przedstawicieli stanu duchownego. Szczególną nieprzychylnością odnosił się doń Teofil, patriarcha Aleksandrii, który zresztą przed śmiercią okazał skruchę z tego powodu. Największym jednakże wrogiem św. Jana była cesarzowa Eudoksja oburzona śmiałością jego przemówień. Na pseudosoborze wniesiono przeciw św. Janowi liczne oskarżenia i zesłano go na wygnanie.
Tutaj znosił wiele cierpień, ale wzorem św. Pawła, którego podziwiał, znajdował spokój i szczęście. Wielką pociechą stała się dla niego pewność, że papież pozostał jego przyjacielem i czynił dla niego wszystko, co leżało w jego mocy. Wrogów św. Jana nie zadowoliły jednakże cierpienia, które mu zadali. Wygnano go na dalekie krańce cesarstwa, do Pytios w Kolchidzie. Zmarł w drodze do tego miasta, 14 września 407 roku.
Modlitwa: Boże, mocy ufających Tobie, Ty sprawiłeś, że święty Jan Chryzostom wsławił się wymową i męstwem w znoszeniu prześladowań, oświeć nas jego nauką i umocnij przykładem nieugiętej cierpliwości. Amen.
NAUCZANIE ŚW. JANA CHRYZOSTOMA
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa (Homilia 1 O krzyżu i łotrze)
Dziś ze Mną będziesz w raju
„Dzisiaj – mówi Pan do złoczyńcy – będziesz ze Mną w raju”. Zdumiewające to słowa. Zbawiciel ukrzyżowany, przybity do drzewa gwoździami, obiecuje raj. Tak jest, mówi Pan, poznaj moją moc na krzyżu.
Bo zaiste okrutny to był widok. I by odwrócić od Mego naszą uwagę, a dać nam poznać moc Ukrzyżowanego, Jezus czyni cud bardziej od innych świadczący o Jego mocy. Bo nawrócił złoczyńcę nie widokiem człowieka wskrzeszonego do życia, nie widokiem uciszonego na rozkaz Pana morza i wiatru i nie na widok wyrzucanego szatana, ale uczynił to przybity do krzyża, obrzucany obelgami i szyderstwem, znieważany i sponiewierany. I w tym ukazała się Jego moc wieloraka. Poruszył ziemię i skruszył skały, i pociągnął ku sobie duszę złoczyńcy twardszą od skały, przywrócił mu dobre imię i rzekł do niego: Dzisiaj ze Mną będziesz w raju.
Żaden władca by nie pozwolił złoczyńcy ani nikomu ze swoich poddanych zasiąść przy swoim boku, gdy bierze w posiadanie jedno ze swoich miast. Ale Chrystus tak uczynił: wchodzi do świętej swojej ojczyzny i wraz z sobą wprowadza tam złoczyńcę. A tak czyniąc, nie hańbi raju, nie przynosi mu ujmy obecnością złoczyńcy. Wprost przeciwnie, zaszczyca tym raj, bo chwałą raju jest władca mogący uczynić złoczyńcę godnym takiego miejsca. Podobnie gdy wprowadza grzeszników i nierządnice do królestwa niebios, nie umniejsza jego godności, ale ją powiększa, bo ukazuje, że On, Władca tego królestwa, posiada moc, która może odmienić nierządnice i grzeszników i uczynić ich godnymi tak wielkiego daru i wybrania.
Podziwiamy lekarza, i to tym więcej, gdy przywraca zdrowie ludziom zdawałoby się nieuleczalnie chorym. Słusznie więc podziwu godnym jest Chrystus, gdy leczy rany, dla których nie ma lekarstwa, a grzesznikowi i nierządnicy tak całkowicie przywraca zdrowie duszy, że czyni ich godnymi nieba.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=244
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa, do Dziejów Apostolskich (Homilia 3, 1. 2. 3)
Wskaż, Panie, tego, którego wybrałeś
„Wtedy Piotr w obecności braci tak przemówił”. Ten, któremu Chrystus powierzył lud swój, pierwszy wśród Apostołów, przemawia też jako pierwszy, i jak zwykle, pełen gorliwości: „Bracia, trzeba nam wybrać spośród nas”. Sąd o tym, kogo mają wybrać, pozostawia zebranym. W ten sposób okazuje szacunek kandydatom, a równocześnie unika zawiści, która mogłaby powstać, a zawiść jest często przyczyną wielkiego zła.
Czy sam Piotr nie mógł wybrać? Owszem, wolno mu było, ale powstrzymuje się od tego, aby nie wydawało się, że kogoś wyróżnia. Ponadto pominięto by udział Ducha Świętego. „Postawiono dwóch: Józefa, zwanego Barsabą, z przydomkiem Justus, i Macieja”. Nie Piotr sam ich wyznaczył, lecz wszyscy. On natomiast przedstawił plan, wykazując, że nie pochodzi od niego, ale był zapowiedziany już dawniej przez proroków. Był więc tym, który wyjaśnia, a nie narzuca.
„Trzeba więc, aby jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas”. Popatrz, jak chce, aby to byli świadkowie naoczni; bardzo się o to troszczył, chociaż Duch Święty miał zstąpić.
„Jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, kiedy przebywał z nami Pan Jezus”. Zaznacza tu, że oni mieszkali z Nim i że nie byli zwyczajnymi uczniami. Od początku bowiem wielu postępowało za Nim. Zauważ więc, jak mówi: „jeden z dwóch, którzy usłyszeli od Jana i poszli za Jezusem”.
„Przez cały czas, kiedy przebywał z nami Pan Jezus, począwszy od chrztu Janowego”. Słusznie, bo tych spraw, które wydarzyły się wcześniej, nikt nie znał, ale zostali o nich pouczeni przez Ducha Świętego.
„Trzeba więc, aby jeden z tych, którzy przebywali z nami aż do dnia, w którym Jezus został wzięty do nieba, stał się razem z nami świadkiem Jego zmartwychwstania”. Nie powiedział: świadkiem innych spraw, ale tylko „świadkiem zmartwychwstania”. Albowiem wiarygodniejszym był ten, kto mógł powiedzieć: Ten, który jadł, pił i został ukrzyżowany, ten sam zmartwychwstał. Nie trzeba więc było być świadkiem ani przeszłości, ani przyszłości, ani znaków, ale tylko zmartwychwstania. Tamte bowiem wydarzenia były jawne i wszyscy o nich mówili, zmartwychwstanie zaś dokonało się potajemnie i było znane tylko im samym.
Wszyscy modlą się wspólnie, mówiąc: „Ty, Panie, znasz serca wszystkich, wskaż”. Ty, a nie my. We właściwym czasie wzywają znawcę serc; Duch Święty bowiem miał dokonać wyboru, a nie oni. Mówili tak z ufnością, bo trzeba było wybrać tylko jednego. I nie powiedzieli: Wybierz, ale „wskaż” wybranego – „kogo wybrałeś”, wiedząc, że wszystko zostało już uprzednio postanowione przez Boga. „I dali im losy”. Nie uważali się jeszcze za godnych, aby sami mogli dokonać wyboru, dlatego pragną znaku, który by ich pouczył.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=245
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa (Homilia 6, O modlitwie)
Modlitwa światłem duszy
Modlitwa i rozmowa z Bogiem stanowi najwyższe dobro. Jest bowiem źródłem zjednoczenia i jedności z Panem, i podobnie jak oczy cielesne patrząc na światło zostają oświecone, tak samo i duch zatopiony w Bogu doznaje oświecenia Jego nieomylnym światłem. Chodzi tu oczywiście o modlitwę, która nie jest tylko przyzwyczajeniem, ale wypływa z głębi duszy, modlitwę, która nie ogranicza się do określonych godzin, lecz trwa nieustannie, zarówno w dzień, jak i w nocy.
Myśl bowiem nasza winna być zwrócona ku Bogu nie tylko w czasie modlitewnego skupienia, ale również wtedy, gdy oddajemy się zajęciom zewnętrznym, jak troska ubogich, pielęgnowanie chorych itp., lub gdy wykonujemy jakieś inne pożyteczne dzieła dobroczynne. Wówczas także nasze myśli i pragnienia powinny tkwić w Bogu, aby to, co czynimy, było zaprawione solą Bożej miłości, dzięki której stałoby się przyjemnym pokarmem dla Pana wszechrzeczy. Jeżeli takiej modlitwie poświęcimy większość naszego czasu, to przez całe życie będziemy korzystać z zysku, który z niej wypływa.
Modlitwa jest światłem duszy, prawdziwym poznaniem Boga i pośredniczką między Nim a ludźmi. Uniesiony przez modlitwę duch ludzki osiąga wyżyny nieba i obejmuje Boga niewypowiedzianym uściskiem, pożądając Boskiego mleka, jak dziecko przywołujące płaczem swoją matkę. Przedstawia własne pragnienia, a otrzymuje dary niewypowiedzianie doskonalsze od wszelkiej widzialnej rzeczywistości.
Modlitwa, czcigodna przed Bogiem pośredniczka, raduje ducha ludzkiego i uspokaja jego poruszenia. Nie myśl jednak, że modlitwa, o której mówię, polega na słowach. Jest ona bowiem przede wszystkim pragnieniem zwróconym ku Bogu, niewysłowionym przywiązaniem się do Niego i nie pochodzi od człowieka, ale stanowi dar Bożej łaski. Dlatego to Apostoł mówi: Gdy „nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”.
Jeżeli Pan udzieli komuś daru takiej modlitwy, ten posiada nieprzebrane bogactwo i pokarm niebieski nasycający duszę. Kto skosztuje tego pokarmu, ten zapłonie wiecznym pragnieniem Boga jak najgorętszym ogniem, który będzie trawił jego ducha.
Uprawiając ze szczerością modlitwę przyozdabiaj swój dom skromnością i pokorą, aby jaśniał światłem sprawiedliwości. Upiększaj go dobrymi czynami jak wyborną blachą błyszczącą, a w miejsce murów i ozdobnych kamieni uświetnij go wiarą oraz wielkodusznością. Ponad tym wszystkim niech się wznosi modlitwa jako uwieńczenie domowego budynku, który wznosisz dla Pana. W tym wspaniałym, królewskim pomieszczeniu przyjmiesz Tego, którego obraz już posiadasz w świątyni swojej duszy dzięki Jego łasce.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=246
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa, do Listu do Rzymian (Homilia 15, 6)
Chrystus nakazuje miłosierdzie
Bóg Syna swego dał; a oto ty nie chcesz dać chleba Temu, który dla ciebie został wydany i zgładzony. Dla ciebie nie oszczędził Go Ojciec, chociaż jest Jego prawdziwym Synem; ty zaś nie zauważasz Go, jak ginie z głodu, a przecież masz udzielić z tego, co jest Jego własnością, udzielić ze względu na twoje własne dobro.
Cóż gorszego może być od takiej niegodziwości? Dla ciebie wydany, dla ciebie zgładzony, dla ciebie wędruje głodny. Gdy dajesz, to z tego, co stanowi Jego własność, aby samemu odnieść korzyść; ale nawet tego nie czynisz.
Czyż ci, którzy tylu zachętami nawoływani, trwają nadal w szatańskiej swej nieludzkości, nie są bardziej nieczuli niż kamienie? Ale nie wystarczyło Mu ponieść krzyż i śmierć; zechciał nadto stać się ubogim i podróżnym, bezdomnym i nagim, więźniem i chorym, aby cię przynajmniej w ten sposób przywołać.
Jeśli nie chcesz odwzajemnić się jako Temu, który za ciebie cierpiał, to jednak z powodu mego ubóstwa ulituj się nade Mną. A jeśli z powodu ubóstwa nie chcesz, niechże wzruszy cię choroba albo więzienie. Gdy nawet i to nie wywoła ludzkiego odruchu, zważ na małość mej prośby. Nie proszę o nic wielkiego: kawałek chleba, dach nad głowę, słowo otuchy.
Gdybyś i potem trwał nadal obojętny, okaż współczucie przynajmniej ze względu na królestwo niebieskie, przynajmniej na nagrodę, którą obiecałem. A może i na to wcale nie zważasz?
Poddaj się przynajmniej naturalnemu odruchowi widząc nagiego i wspomnij moją na krzyżu nagość, którą zniosłem dla ciebie. A jeśli tej nie chcesz pamiętać, to przynajmniej tę, którą znoszę teraz w ubogim i nagim.
Niegdyś byłem dla ciebie w więzieniu, dla ciebie i teraz jestem, abyś poruszony więzami jednymi albo drugimi, zechciał okazać Mi nieco współczucia. Niegdyś byłem dla ciebie głodny, teraz znowu jestem, pragnąłem wisząc na krzyżu, a teraz pragnę w ubogich, aby cię tym lub tamtym do siebie pociągnąć i dla twego własnego zbawienia uczynić miłosiernym.
Proszę cię zatem, abyś obdarzony tysiącem dobrodziejstw, zechciał się Mi odwzajemnić. Nie domagam się jak od tego, kto jest Mi winien, lecz wynagradzam jak dobroczyńcę i za drobne przysługi obdarowuję królestwem.
Nie mówię: „Połóż kres memu ubóstwu”, ani „uczyń Mnie bogatym”, chociaż to dla ciebie stałem się ubogim, ale tylko o chleb proszę, odzienie i trochę pociechy w trudnym położeniu.
Gdy jestem w więzieniu, nie wymagam, abyś uwolnił Mnie od więzów i wyprowadził; proszę o jedno tylko: abyś Mnie dla ciebie uwięzionego nawiedził. Tyle miłości Mi wystarczy i za nią daję niebo. Chociaż sam z daleko straszniejszych więzów cię wyzwoliłem, jednak to Mi wystarczy, gdy zechcesz Mnie uwięzionego odwiedzić.
Mógłbym wprawdzie i bez tego obdarzyć cię chwałą, ale chcę być twoim dłużnikiem, abyś wraz z nagrodą miał także niejako do niej podstawę.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=247
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa, do Dziejów Apostolskich (Homilia 20, 4)
Światłość chrześcijanina nie może pozostać w ukryciu
Nic bardziej zimnego od chrześcijanina, który nie troszczy się o zbawienie innych. Tutaj nie możesz wymawiać się ubóstwem: oskarży cię bowiem ta, która wrzuciła dwa pieniążki. Piotr mówił: „Złota i srebra nie mam”. Także Paweł był tak niezasobny, że często odczuwał głód i brak koniecznego pożywienia. Nie możesz także wymawiać się niskim pochodzeniem; oni także wywodzili się z niższej warstwy i do niej należeli. Nie możesz tłumaczyć się brakiem wykształcenia; oni również go nie posiadali. Nie możesz wymawiać się chorobą; w takim samym położeniu był Tymoteusz, zapadając bardzo często na zdrowiu.
Każdy może pomóc bliźniemu, byleby tylko zechciał wypełnić to, co do niego należy.
Czyż nie widzicie, jak są potężne, piękne, strzeliste, harmonijne i wysokie te drzewa, które nie dają owoców? Gdybyśmy jednak mieli ogród, daleko bardziej wolelibyśmy jabłonie i owocujące oliwki niż tamte. Tamte bowiem sprawiają przyjemność, ale nie przynoszą pożytku, a jeśli nawet przynoszą, to niewielki.
Takimi są ci, którzy troszczą się jedynie o siebie samych. Owszem, nawet takimi nie są, lecz nadają się wyłącznie do spalenia. Wspomniane bowiem drzewa przydatne są do budowy i różnych napraw. Takimi właśnie były owe dziewice, czyste, piękne, skromne, ale że nikomu nieużyteczne, przeto zostały odrzucone. Jest to los tych, którzy odmawiają Chrystusowi pożywienia.
Zauważ, iż żaden z nich nie jest oskarżony z powodu własnych grzechów: cudzołóstwa, krzywoprzysięstwa czy też czegokolwiek innego, ale o to tylko, że nie był wsparciem dla innych. Takim właśnie był ten, który zakopawszy talent prowadził życie bez zarzutu, ale nieużyteczne dla drugich.
I jakże ktoś taki – odpowiedz mi – może być chrześcijaninem? Jeśli zaczyn zmieszany z mąką nie spowoduje fermentacji całego ciasta, to czyż jest on zaczynem naprawdę? Albo czy nazwiemy pachnidłem to, co nie daje zapachu?
Nie mów: Nie potrafię wpłynąć na innych. Albowiem jeśli jesteś chrześcijaninem, nie może to nie nastąpić. To, co wynika z natury, nie może być z nią sprzeczne. Tak samo i tutaj: oddziaływanie należy do natury chrześcijanina.
Nie obrażaj Boga! Gdybyś powiedział, że słońce niezdolne jest świecić, obrażasz je; gdybyś powiedział, iż chrześcijanin nie może być użyteczny, obrażasz Boga i czynisz Go kłamcą. Łatwiej jest bowiem słońcu nie ogrzewać ani świecić niż chrześcijaninowi nie oświetlać. Już raczej światło stanie się ciemnością niż to.
I nie mów, że to niemożliwe. Niemożliwością jest bowiem rzecz temu przeciwna. Nie chciej znieważać Boga. Jeśli naszymi sprawami dobrze pokierujemy, wszystko to zaistnieje na pewno, wyniknie jakby z natury samej. Nie może skryć się światłość chrześcijanina, nie może pozostać w ukryciu tak olśniewający blask.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=248
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa, do Ewangelii św. Mateusza (Homilia 59)
Nasz obowiązek troski o wychowanie dzieci
Pan mówił: „Strzeżcie się, abyście nie gardzili żadnym z tych małych, albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego. Przyszedłem, aby ich ocalić. Nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”. Tymi słowami wzywa do większej pilności wszystkich, których zadaniem jest wychowywanie dzieci.
Czy widzisz, jak potężnym murem obronnym Pan je otoczył? Oto straszliwą karą grozi gorszycielom, wielkie zaś dobra obiecuje tym, którzy o nie się troszczą i nimi zajmują. A wszystko to swoim i Ojca swego przykładem potwierdza. Naśladujmy Go przeto i my, a nie wzbraniajmy się dla dobra naszych braci podejmować rzeczy mozolnych i na pozór mało zaszczytnych. Choćby wypadło usłużyć komuś małemu, choćby niskiego pochodzenia był ten, o którego sprawę idzie, choćby rzecz była nader uciążliwa, choćby wypadło przemierzać góry i przepaście, wszystkiego należy się podjąć dla zbawienia brata. Tak bardzo Bóg troszczy się o duszę, iż nawet „Syna swego nie oszczędził”. Dlatego błagam, gdy rankiem wychodzimy z domu, to jedno miejmy na uwadze, o tym nade wszystko pamiętajmy, aby znajdującego się w niebezpieczeństwie uratować. Nic nie ma bowiem cenniejszego od duszy. „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł?” Ale oto miłość do pieniądza znieprawiła i zniszczyła wszystko, zburzyła bojaźń Bożą i duszami ludzi zawładnęła jako tyran twierdzą.
Z tego to powodu zaniedbujemy nasze i naszych dzieci zbawienie. Jedną tylko mamy troskę: w jaki sposób, skoro już staliśmy się bogatszymi, przekażemy bogactwa innym, a ci znowu innym, a oni dalszym znów następcom. W ten sposób stajemy się, że tak powiem, przekazicielami, a nie właścicielami pieniędzy i majątku. Stąd wiele niedorzeczności. Stąd dzieci wolnych stają się nikczemniejsze od niewolników. Niewolników bowiem upominamy, wprawdzie nie dla ich, lecz dla naszego dobra; dzieciom zaś nie tyleż samo poświęcamy troski, lecz w mniejszej od niewolników są u nas cenie.
Lecz po cóż mówić o niewolnikach? W gorszym od bydląt położeniu są dzieci, bowiem o osły i konie bardziej zatroskani jesteśmy niż o synów. Jeśli ktoś ma muła, wiele dokłada starania, aby znaleźć najlepszego poganiacza, starannego, uczciwego, trzeźwego, obznajomionego z rodzajem pracy; jeśli zaś wypadnie szukać wychowawcy dla dzieci, bierzemy pierwszego lepszego i z przypadku. A przecież nad sztukę wychowywania nic nie ma ważniejszego.
Cóż można by porównać z umiejętnością prowadzenia duszy, kształtowania umysłu i charakteru młodzieńca? Komu takie zwierzono zadanie, winien więcej wykazywać starania niż jakikolwiek malarz lub rzeźbiarz. To jednak wcale nas nie obchodzi, a zależy nam tylko, by wychowanek nauczył się przemawiać. Ale i o to zabiegamy, mając wyłącznie na uwadze zdobywanie bogactwa. Naucza się bowiem wymowy nie dla mówienia, lecz dla gromadzenia pieniędzy. Toteż, gdyby można było stać się bogatym bez tej umiejętności, wcale byśmy o jej nauczenie nie dbali.
Widzisz, jak wielka jest tyrania pieniądza? Jak wszystko opanowuje i prowadzi ludzi, dokąd chce, jak bydlęta na łańcuchu. Lecz cóż nam przyjdzie z tak wielu utyskiwań? Walczymy przeciw owej tyranii słowami, a ona zwycięża nas czynem. Wszakże nie zaprzestaniemy w ten sposób z nią walczyć, a jeśli cokolwiek osiągniemy, będzie to naszym i waszym pożytkiem. Jeśli jednak w dotychczasowym postępowaniu nadal trwać będziecie, zrobiliśmy przynajmniej to, co do nas należy.
Niech Bóg wyzwoli was z tej słabości, a nam dozwoli, byśmy radować się mogli z waszego nawrócenia. Albowiem Jego jest chwała i panowanie na wieki wieków. Amen.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=249
Katecheza chrzcielna św. Jana Chryzostoma, biskupa (Katecheza 3, 13-19)
Moc krwi Chrystusowej
Chcesz poznać moc krwi Chrystusa? Trzeba się cofnąć do jej prawzoru i wspomnieć jej typ opisany na kartach Starego Testamentu.
Mojżesz poleca: „Zabijcie baranka i jego krwią pokropcie próg i odrzwia waszych domów”. Co mówisz, Mojżeszu? Czyż krew nierozumnego zwierzęcia może ocalić człowieka, istotę rozumną? Owszem, może, lecz nie dlatego, że jest to krew, ale dlatego, że jest ona obrazem krwi Zbawiciela. Dlatego też obecnie prędzej ucieka nieprzyjaciel, gdy ujrzy już nie odrzwia skropione krwią, która była tylko obrazem, lecz rozjaśnione krwią prawdy usta wiernych – odrzwia świątyni poświęconej Chrystusowi.
Chcesz poznać jeszcze inną moc tej krwi? Przypatrzmy się, skąd zaczęła płynąć – i z jakiego wytrysnęła źródła. Wypłynęła ona z samego krzyża i wzięła początek z boku Zbawiciela. Czytamy bowiem w Ewangelii, że po śmierci Jezusa, gdy On jeszcze wisiał na krzyżu, jeden z żołnierzy zbliżył się, włócznią przebił Mu bok, i natychmiast wypłynęła krew i woda. Woda była obrazem chrztu, a krew Eucharystii. Żołnierz więc przebił Mu bok i otworzył wejście do świątyni, a ja tam znalazłem cudowny skarb, i cieszę się ze wspaniałych bogactw. To więc się stało z Barankiem: Żydzi Go zabili, a ja zebrałem owoc ofiary.
„Z przebitego boku wypłynęła krew i woda”. Nie chcę, abyś, słuchaczu, przechodził obojętnie wobec tak wielkich tajemnic, zostaje bowiem jeszcze inny i tajemny sens. Powiedziałem już, że woda i krew są obrazem chrztu i Eucharystii. Z tych dwóch sakramentów bierze swój początek Kościół „przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym”, to znaczy przez chrzest i Eucharystię, które wywodzą się z boku Zbawiciela. Kościół więc powstał z boku Chrystusa, podobnie jak z boku Adama wyszła jego małżonka, Ewa.
Dlatego świadczy o tym św. Paweł, kiedy mówi: „Jesteśmy z Jego ciała i z Jego kości” – a ma on tu na myśli bok Chrystusa. Albowiem jak z boku Adama Bóg stworzył kobietę, tak też Chrystus dał nam ze swego boku wodę i krew, z których utworzył Kościół. I tak jak Bóg wyprowadził Ewę z głęboko uśpionego Adama, tak też Chrystus po śmierci dał nam wodę i krew.
Widzicie więc, jak Chrystus połączył się z oblubienicą, widzicie, jakim żywi nas pokarmem. Dzięki temu samemu pokarmowi rodzimy się i żywimy. Jak matka powodowana naturalną miłością do dziecka, spieszy, by je nakarmić własnym mlekiem i krwią, tak Chrystus poi swoją krwią tych, których odrodził.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=250
Katecheza św. Jana Chryzostoma, biskupa (Katecheza 3, 24-27)
Mojżesz i Chrystus
Izraelici oglądali cuda. Ty także je zobaczysz, i to o wiele większe i wspanialsze od tych, które widzieli Żydzi uchodzący z Egiptu. Ty nie oglądałeś faraona zatopionego wraz z wojskiem, widziałeś jednak diabła pogrążonego w falach z całą jego zbrojną potęgą. Tamci przeszli morze, ty przekroczyłeś śmierć. Oni zostali wyrwani z Egiptu, ty od złych duchów. Żydzi porzucili obcą niewolę, ty zaś o wiele smutniejszą niewolę grzechu.
Czy chcesz jeszcze poznać inny argument na to, że zostałeś zaszczycony daleko większymi darami niż Izraelici? Oto oni nie mogli oglądać jaśniejącej twarzy Mojżesza, choć ten był towarzyszem ich niedoli, ty zaś widziałeś oblicze Chrystusa w Jego chwale. Woła o tym głośno sam św. Paweł, mówiąc: „My z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską”.
Izraelici mieli wówczas Chrystusa, który szedł razem z nimi. O wiele jednakże prawdziwiej idzie On dziś z nami. Wtedy bowiem Pan towarzyszył im przez łaskę daną Mojżeszowi, obecnie zaś towarzyszy nam nie tylko przez łaskę Mojżesza, ale także przez wasze posłuszeństwo. Oni po opuszczeniu Egiptu znaleźli się w pustynnym bezludziu, ciebie po śmierci czeka niebo. Dla nich znakomitym wodzem i władcą był Mojżesz. Naszym zaś wodzem i władcą jest inny Mojżesz – sam Bóg.
Czymże zaś odznaczał się Mojżesz? Był to, jak mówi Pismo, „mąż najłagodniejszy ze wszystkich ludzi, jacy żyli na świecie”. Cechę tę możemy przypisać bez obawy błędu naszemu Mojżeszowi – Bogu, ponieważ posiada On w sobie najsłodszego Ducha Świętego, który jest Mu najbardziej wewnętrznie współistotny.
Mojżesz swego czasu wznosił do nieba ręce, skąd sprowadzał mannę, chleb aniołów. Nasz zaś Mojżesz wznosząc ręce do nieba, sprowadza nam pokarm trwający na wieki. Tamten uderzył w skałę, skąd wyprowadził strumienie wód, Ten dotyka ołtarza, uderza w duchowy stół i wydobywa z niego zdroje Ducha. Dlatego w pośrodku tego stołu jest jakby źródło, aby ściągające zewsząd stada syciły się jego zbawczymi wodami.
Ponieważ mamy tak wyborne źródło i tak wielką obfitość życia, a stół przelewa się dla nas niezliczoną ilością dóbr i ubogaca nas w duchowe dary, przystępujmy więc tam ze szczerym sercem i czystym sumieniem, abyśmy dostąpili łaski i miłosierdzia w odpowiednim czasie.
Łaska i miłosierdzie Jednorodzonego Syna, Pana naszego i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, przez którego i z którym Ojcu i ożywiającemu Duchowi niech będzie chwała, cześć i potęga na wieki wieków. Amen.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=251
Kazanie św. Jana Chryzostoma, biskupa (O cmentarzu i krzyżu, 2)
Adam i Chrystus, Ewa i Maryja
Czy zobaczyłeś podziwu godne zwycięstwo? Zobaczyłeś przesławne dzieło krzyża? Czyż zdołam wypowiedzieć coś bardziej wspaniałego? Zobacz sposób zwycięstwa, a zdumiejesz się jeszcze bardziej. Czym bowiem szatan zwyciężył, tym właśnie przezwyciężył go Chrystus; własną jego bronią zwyciężył. Posłuchaj, w jaki sposób:
Dziewica, drzewo i śmierć – oto symbole naszej klęski. Dziewicą była Ewa, ponieważ jeszcze się nie połączyła ze swoim mężem. Drzewem – drzewo rajskie, śmierć – karą Adama. A oto znowu dziewica, drzewo i śmierć. Symbole klęski stały się symbolami zwycięstwa. W miejsce Ewy – Maryja, w miejsce drzewa poznania dobra i zła – drzewo krzyża, w miejsce śmierci Adama – śmierć Chrystusa.
Zobacz, jak oto szatan tym został pokonany, czym sam przedtem zwyciężył. Na drzewie szatan zwyciężył Adama, na drzewie Chrystus szatana zwyciężył. Tamto drzewo wprowadziło do otchłani, to zaś wyprowadziło wszystkich, którzy tam zstąpili. Tamto ukryło zwyciężonego i nagiego człowieka, to zaś ukazało wszystkim ogołoconego Zwycięzcę. Tamta śmierć dotknęła wszystkich, którzy po niej nastali, ta zaś dała życie również tym, którzy się narodzili przed nią. „Któż wypowie wielkie dzieła Pana”. Przez śmierć staliśmy się nieśmiertelni. Oto jest chwalebne dzieło krzyża.
Czy zrozumiałeś sens zwycięstwa? Czy zrozumiałeś, w jaki sposób zostało odniesione? Zobacz więc teraz, iż bez naszego wysiłku i trudu zostało odniesione. Nie zanurzyliśmy we krwi naszego oręża, nie stanęliśmy w szeregu, nie doznaliśmy ran, nie widzieliśmy zmagania, a jednak odnieśliśmy zwycięstwo. Panu przypadła walka, nam zwycięstwo. Skoro więc zwycięstwo należy do nas, wzorem żołnierzy radośnie śpiewajmy dziś hymny i pieśni. Wołajmy wielbiąc Pana: „Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?”
Chwalebnie dokonał krzyż tego wszystkiego dla nas. Krzyż znakiem zwycięstwa przeciw szatanowi, krzyż mieczem przeciw grzechom, mieczem, którym Chrystus ugodził śmiertelnie węża. Krzyż jest wolą Ojca, chwałą Jednorodzonego Syna, radością Ducha Świętego, ozdobą Aniołów, bezpieczeństwem Kościoła, chlubą Pawła, obroną Świętych, krzyż światłem całego świata.
Źródło: https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=252
Kazanie św. Jana Chryzostoma, biskupa (Kazanie 33 o Mt 9, 1-38)
Jeden stół i jeden kielich nas łączą
Kościół jest naszym wspólnym domem. W nim się gromadzicie, do niego i my po was wchodzimy wzorem uczniów, a wszedłszy, pozdrawiamy was słowami pokoju, tak jak to zostało im przekazane. Tu są złożone i przechowane nasze dary, z tym miejscem łączą się wszystkie nasze nadzieje. Jest ono wielkie i godne szacunku. Zacniejszy jest w nim stół i większą radość dający niż twój własny, a światło w nim zapalone jest cenniejsze od tego, które zabłysło w twoim domu. Wiedzą o tym ci, którzy z wiarą dają się namaścić olejem tych lamp i wracają do zdrowia. Przechowujesz u siebie w zamknięciu swoje szaty, bardziej jednak potrzebny jest sprzęt, który tu znajdujesz, kryjący ofiary dla potrzebujących, choć co prawda niewielu jest dających. W swoim domu masz i posłanie, ale lepsze wytchnienie dają ci słowa Pisma w tym domu Bożym do ciebie skierowane. I gdyby wśród nas panowała zgoda, nie mielibyśmy innego domu. O prawdzie tego, co mówię, świadczy te trzy lub pięć tysięcy wiernych, którym wspólny był stół i dom i którzy byli jednego ducha. „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących” – czytamy w Dziejach Apostolskich.
Tego samego i od was oczekujemy – owej miłości, żarliwej i szczerej. A jeżeli nam jej nie okazujecie, to przynajmniej wzajemnie się miłujcie, my zaś będziemy się radowali, że postępujecie jak należy i stajecie się lepsi.
Wiele was łączy: jeden stół zastawiony dla wszystkich i jeden Ojciec wspólny dla wszystkich, którego synami wszyscy jesteśmy; i jeden napój nam podany, i to z jednego kielicha. Bo nasz Ojciec, który chce nas pobudzić do wzajemnego miłowania się, chce, byśmy pili z jednego kielicha, co jest świadectwem największej miłości.